Prezes Kujawskiej Spółdzielni Mleczarskiej: Znaleźliśmy swoją niszę [OBSZERNY WYWIAD]
„Hitem” Kujawskiej Spółdzielni Mleczarskiej są wytwarzane ręcznie twarogi. –Dzięki nowej, automatycznej linii mogliśmy część pracowników przesunąć do tej bardziej pracochłonnej produkcji i tym samym zwiększyć ilość twarogów powstających w sposób tradycyjny – mówi Mariusz Falgowski, prezes zarządu mleczarni z Włocławka, którego pytamy o ostatnie inwestycje w zakładzie, odnalezienie swojej niszy na rynku, ale i problemy polskiego mleczarstwa.
Kujawska Spółdzielnia Mleczarska znana jest przede wszystkim ze swoich twarogów.
Tak. Wytwarzamy je zarówno na linii tradycyjnej, jak i automatycznej. Ta druga to nasza najnowsza inwestycja, bardzo nowoczesna i chyba jedyna tego typu w kraju. Linia jest dwuwariantowa i pozwala produkować zarówno twarogi stałowagowe, jak i te w postaci krajanki. To proces całkowicie zautomatyzowany, pomieszczenia są klimatyzowane, linie myte w CIP, w związku z czym o jakość i bezpieczeństwo twarogu nie musimy się martwić.
Wcześniej produkowaliśmy tylko na linii tradycyjnej, ale widzieliśmy, że jest to wąskie gardło. Liczba zamówień na nasze twarogi rosła, a możliwości produkcyjne były na wyczerpaniu. Dzięki wspomnianej inwestycji zwiększyliśmy moce produkcyjne twarogu o 50%.
Przejście na automatyzację z pewnością wzbudziło opór wśród pracowników.
Były opory przed automatyczną linią. Pracownicy produkcji obawiali się też redukcji zatrudnienia, co u nas jednak nie wystąpiło. Założeniem budowy nowej linii było to, że musimy uzyskać taki twaróg, jak z linii tradycyjnej, gdzie jest duży procent obróbki ręcznej. Udało się osiągnąć ten cel. Twarogi praktycznie są takie same jak z linii wykorzystującej wanny i chusty twarożkarskie.
Mamy spory udział w produkcji klinków, która opiera się na pracy ręcznej, poprzez obróbkę ziarna w wannie, napełnianie woreczków, prasowanie, kończąc na wychłodzeniu i zapakowaniu w papier pergaminowy. Dzięki automatycznej linii mogliśmy część pracowników przesunąć do tej bardziej pracochłonnej produkcji i zwiększyć ilość twarogów produkowanych w sposób ręczny. Spieniężenie na tym asortymencie jest wysokie, bo klienci doceniają tradycyjny charakter sera.
Ale twarogu w papierze pergaminowym, produkowanego ręcznie, sprzedaje się o wiele mniej niż tego wytwarzanego najnowocześniejszymi metodami.
Zgadza się, ale tradycja to dla naszej firmy ważny wyróżnik. W tej chwili duże firmy mleczarskie ukierunkowują swoją politykę na handel nowoczesny, prowadzony przez sieci handlowe i dyskonty. Tam liczy się przede wszystkim cena. My wychodzimy z założenia, że najważniejsza jest jakość, a tradycja doskonale wpisuje się w niszę rynkową, którą naszymi produktami wypełniamy. A tradycję mamy długą, bo działamy już 80 lat.
Przez ten czas dużo zmieniło się na rynku. A jakie największe zmiany zaszły w Kujawskiej Spółdzielni Mleczarskiej?
Firma zaczynała od jednego budynku produkcyjnego, a w latach 80. zapadła decyzja o budowie drugiej części zakładu. Powstała duża, nowoczesna hala, w której prowadzimy produkcję śmietan, jogurtów i mleka spożywczego. Miało być tam też rozlewane do butelek mleko dla całego ówczesnego województwa włocławskiego. Sytuacja jednak się zmieniła, przeszliśmy do gospodarki wolnorynkowej i nie było ważne planowanie odgórne, ale to, jak zakład radzi sobie na rynku.
Nasza spółka w momencie powstania miała za zadanie zaopatrzyć rynek Włocławka i okolic w szereg artykułów galanteryjnych. W tej chwili nasycenie jest jednak tak duże, że nie możemy bazować tylko i wyłącznie na rynku lokalnym.
Czy nie pojawiły się koncepcje o konsolidacji i przyłączeniu zakładu do jednego z dużych producentów?
Dwa lata temu mieliśmy spory problem z utrzymaniem rolników w spółdzielni. Był to czas poważnego wyścigu cenowego, dobrej koniunktury na rynku mleczarskim, kiedy to wiele dużych zakładów uruchamiało nowe linie, zwiększało produkcję i poszukiwało mleka. Prześcigały się one w płaceniu coraz większych pieniędzy za surowiec. Z naszą ofertą, która nie obejmowała serów żółtych i mleka w proszku – a te produkty napędzały wtedy koniunkturę – nie byliśmy w stanie zapłacić aż tak wysokich cen za mleko. U naszych dostawców pojawiały się pytania, co dalej z KSM. Prowadziliśmy wtedy rozmowy dotyczące przejęcia przez jednego z dużych graczy, przeważyła jednak opinia rady nadzorczej, byśmy pozostali samodzielnym zakładem i wypełniali swoją niszę. Pomysły połączenia więc porzucono i do dziś kontynuujemy wytyczoną ścieżkę.
I tą niszą jest właśnie rynek tradycyjnych twarogów?
Tak. Klienci poszukują tego typu produktów i w zasadzie tego asortymentu sprzedajemy najwięcej. Tradycja produkcji naszych wyrobów jest potwierdzona odpowiednimi certyfikatami. Twarogi – zarówno klinki, jak i krajankę – certyfikowaliśmy w systemie „Jakość, tradycja” – krajowym systemie jakości wyróżniającym te zakłady i produkty, które mają tradycyjny charakter. Chodzi o wyroby, które cechuje nie tylko wysoka jakość, ale i odwoływanie się do regionu, w którym powstają.
Nasze twarogi są ponadto wpisane na listę produktów tradycyjnych, prowadzoną przez ministra rolnictwa. Uczestniczymy też w Europejskiej Sieci Dziedzictwa Kulinarnego.
Wcześniej wspomniał pan o automatycznej linii, która jest waszym najnowszym nabytkiem. Jakie inne inwestycje przeprowadziliście w ostatnich latach?
Cały czas unowocześniamy zakład. Korzystaliśmy z programu SAPARD, wszystkich rozdań PROW 2007-2013, w tej chwili przymierzamy się do skorzystania ze środków PROW 2014-2020. Z poprzedniej edycji pozyskaliśmy pieniądze właśnie na automatyczną linię do produkcji twarogów. Zakupiliśmy czterorzędowy automat pakujący w kubki, nabyliśmy maszynę rolową do pakowania twarogu, wyposażyliśmy halę twarogów w instalację chłodniczą i system klimatyzacji oraz sprowadziliśmy trzy autocysterny do odbioru surowca.
Nie produkujecie jednak tylko twarogów.
Poza twarogami produkujemy również ustandaryzowaną śmietanę 12% ekstra, która od początku lat 90. jest znana na rynku – byliśmy jednym z pierwszych zakładów wytwarzających tego typu śmietany. Wzbogaciliśmy również ofertę o śmietany bez dodatku stabilizatorów, z czystą etykietą, jakiej dziś często poszukują klienci. Jeśli na etykiecie pojawia się symbol „E”, to dla pewnej grupy konsumentów jest to już powód, żeby produktu nie kupić. Oczywiście tych dodatków stabilizujących można używać, ale rezygnując z nich chcemy otworzyć się na nową grupę klientów.
Wytwarzamy też jogurty naturalne. Tu najnowszym produktem, który wprowadziliśmy na rynek, jest jogurt typu greckiego. Staramy się więc odpowiadać na potrzeby rynku, lecz niestety w pracy nie pomaga nam obecna sytuacja.
Co ma pan na myśli?
Tak złej sytuacji nie pamiętam, odkąd pracuję w branży. Środowisko mleczarskie woła o pomoc, gdyż bez niej trudno będzie sprostać konkurencji z zagranicy. Przede wszystkim należy upłynnić nadwyżki mleka, które mamy. W Polsce produkuje się między 30 a 40% artykułów nabiałowych, które trzeba wyeksportować, bo nasz rynek nie jest w stanie tego wchłonąć. Spożycie od lat utrzymuje się na stałym poziomie i nie należy tu spodziewać się zmian. Mimo wszystko potrzebna jest edukacja i działania promocyjne.
A co ze wspomnianymi nadwyżkami?
Rozwiązanie sytuacji musi polegać na tym, żeby te nadwyżki, które mamy, wyeksportować poza rynek krajowy. Myślę tu przede wszystkim o Chinach, Indiach czy Afryce. Są to kierunki, gdzie polski eksport już trafia, lecz powinien być zwiększany. Ważne są działania związane z pomocą eksportową, która ma miejsce w innych państwach Unii.
Na tą niedobrą sytuację w mleczarstwie wpływ ma zakończenie kwotowania – ilość mleka na ryku rośnie. W tej chwili mamy go w Polsce około 7% więcej niż w roku poprzednim. Sytuacja odbija się mocno na rolnikach, nadwyżka podaży nad popytem zobligowała branże do obniżenia cen artykułów mleczarskich. To zostało zresztą sprytnie wykorzystane przez pośredników handlowych.
Mimo tych trudności dobrze odnajdujecie się na rynku.
Złożyły się na to dwa elementy. Po pierwsze bardzo ważna jest jakość mleka. Praca spółdzielni z rolnikami polega na tym, żeby tę jakość wciąż poprawiać. Nie ma też dobrych wyrobów bez dobrej kadry. Ludzie, który znają się na tej pracy i wiedzą, jak zrobić np. dobry twaróg, są nie do przecenienia. Te dwa elementy pozwalają nam wytwarzać produkty, które sprzedają się w dobrej cenie i zyskują pozytywną opinię.
Rozmawiał Adam Wita
Fot. Adam Wita