Partner serwisu
17 listopada 2016

Wywiad z prezesem SM Gostyń: Ciąć i inwestować

Kategoria: Mleko

– Dziś często konkuruje się ceną. Kto więc nie będzie patrzył na to, żeby zmniejszać koszty, nie poradzi sobie na rynku. Trzeba więc ograniczać wydatki, ale równocześnie nieustannie inwestować – mówi Grzegorz Grzeszkowiak, prezes zarządu Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu.

Wywiad z prezesem SM Gostyń: Ciąć i inwestować

 

Sztandarowym produktem SM w Gostyniu jest mleko zagęszczone. Kiedyś widywało się ten produkt sprzedawany w puszkach, teraz już nie.

Rzeczywiście. Kiedyś pakowaliśmy nasze mleko zagęszczone tylko w puszki. Cała gama produktów – słodzonych i niesłodzonych – trafiała do tego typu opakowań. Ale rynek był wówczas zupełnie inny, bardzo chłonny. Nie trzeba było martwić się o sprzedaż. Przyszedł jednak taki moment, że musieliśmy coś zmienić.

Zdawałem sobie sprawę, patrząc i szukając inspiracji m.in. na rynkach zachodnich, że puszka zostanie ostatecznie wyparta przez opakowania kartonowe. W 1995 r. podjęliśmy więc decyzję o uruchomieniu pierwszej maszyny pakującej mleko zagęszczone do kartoników. W tej chwili posiadamy trzy maszyny Combibloc oraz trzy maszyny firmy Tetra Pak i pakujemy nasze produkty do opakowań o różnej pojemności.

 

Zmiana typu opakowania wiązała się tylko z zakupem maszyn czy też z rozwiązaniem problemów, których wcześniej nie było?

Często jest tak, że coś wydaje się bardzo proste, a w praktyce okazuje się o wiele trudniejsze. Produkując mleko zagęszczone w puszce i przechodząc na kartoniki, też tak było. Ktoś może zapytać: „co to za różnica”, jednak okazało się, że niemała.

W przypadku puszki najpierw nalewa się mleko, później sterylizuje się je razem z opakowaniem. W przypadku kartonika wygląda to inaczej. Trzeba mleko sterylnie nalać do kartonika i sterylnie je w nim zamknąć.

Niełatwo było też na początku, jeśli chodzi o sprzedaż. Żaden odbiorca nie chciał nowego produktu, wprowadziliśmy więc zasadę, że gdy ktoś zamawiał trzy palety mleka w puszkach, to obowiązkowo musiał kupić jedną paletę kartoników. Była to taka sprzedaż wiązana.

 

Jest pan prezesem SM w Gostyniu od 1988 roku. Jakie inne duże zmiany – poza przejściem z puszek na kartoniki – zaszły od tego czasu w Spółdzielni?

Największa zmiana związana była z tym, że dziś prowadzimy produkcję tylko w jednym zakładzie – tu, w Gostyniu. Jeszcze niedawno mieliśmy tzw. oddział miejski w Gostyniu, przy dworcu. A wcześniej w każdej z siedmiu gmin funkcjonował mały oddział produkujący m.in. twarogi. Sprzedaliśmy te obiekty bądź zostały wydzierżawione.

 

Skąd pomysł likwidacji tych zakładów?

Powód był banalnie prosty – poszukiwanie oszczędności. Produkcja w tych oddziałach była bardzo mała i ich funkcjonowanie nie miało uzasadnienia ekonomicznego. Utrzymanie ruchu powodowało wiele wydatków, trzeba było tam przecież wysyłać mechaników, konserwatorów. Dziś całość skupowanego mleka przerabiamy na miejscu, w Gostyniu.

 

Wraz z zamknięciem oddziałów i spadkiem kosztów spadło też zatrudnienie w Spółdzielni.

Oczywiście, ale generalnie to zatrudnienie ciągle spada. Pamiętam czasy, kiedy nie byłem jeszcze prezesem. Na walnych zebraniach zatrudnienie było podawane regularnie i poprzedni prezes chwalił się, że w Spółdzielni w szczytowym momencie pracowało 515 osób. Oczywiście liczba ta zawierała pracowników zamkniętych oddziałów, o których mówiłem. Dziś zatrudniany 443 osoby i w porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego widzimy tendencję spadkową.

 

Zatrudnienie spadło mimo otwarcia w zeszłym roku nowej proszkowni?

Dzisiejsze technologie nie wymagają aż tylu rąk do pracy, jak kiedyś. Równocześnie musimy pamiętać, że sytuacja dynamicznie się zmienia. Rynek pracodawcy za chwilę stanie się rynkiem pracownika. Zdarza się, że w państwowych gospodarstwach, od których kupujemy mleko, zatrudnienie dobrego dojarza czy oborowego jest niemałym problemem.

Nasi pracownicy – choć coraz starsi – mają dzieci, które często również u nas znajdują zatrudnienie. Nasi właściciele, rolnicy też mają dzieci, które starają się o pracę w Spółdzielni. Gorzej będzie, jeżeli zacznie brakować specjalistów: informatyków, automatyków czy mechaników.

 

Ale te najprostsze prace, do których nie brakuje ludzi, często są w zakładach wykonywane przez np. roboty.

Również je mamy. Zakup robotów to jedna z inwestycji, którą przeprowadziliśmy w ostatnich latach. Łącznie pracuje u nas sześć maszyn Combibloc i Tetra Pak. Jest więc sześć odejść różnych kartoników z różnymi produktami – gdyby te maszyny pracowały w tym samym czasie. Wcześniej na każdej końcówce za każdą maszyną stała paleta i dwie panie, które opakowania zbiorcze układały na palecie, a wózek widłowy wiózł ją do magazynu.

Teraz z każdej maszyny taśmociągiem kartoniki są podawane do dwóch robotów, które układają je na palecie i foliują. To poważna oszczędność. Niegdyś przy każdej z sześciu maszyn pracowały dwie osoby, a teraz w sumie wystarczą tylko dwie, do obsługi robotów.

Dziś często konkuruje się ceną. Kto więc nie będzie patrzył na to, żeby zmniejszać koszty, nie poradzi sobie na rynku. Trzeba więc ograniczać wydatki, ale równocześnie nieustannie inwestować.

 

No właśnie. W zeszłym roku uruchomiliście wspomnianą już proszkownię. Skąd taka potrzeba? Czy w tym przypadku również chodziło o redukcję kosztów?

Wcześniej mieliśmy tylko proszkownię o przerobie 100 tys. litrów mleka na dobę i tylko na mleko odtłuszczone. Taka była specyfika wieży suszarniczej. Długo sprzedawaliśmy nasze nadwyżki mleka w postaci mleka zagęszczonego luzem. Przez ponad 15 lat mieliśmy kontrakt z chorwacką firmą, która je od nas kupowała. Zadaliśmy sobie w końcu pytanie: po co sprzedawać mleko zagęszczone luzem, wożąc je do Chorwacji cysternami? Czy nie lepiej byłoby je sproszkować? Mleko zagęszczone luzem ma określony, krótki termin trwałości. W przypadku mleka w proszku okres ten wynosi półtora roku. Podjęliśmy więc decyzję o budowie proszkowni z możliwością nie tylko produkcji mleka w proszku odtłuszczonego, ale również pełnego i natłuszczanego tłuszczem roślinnym.

Teraz, na wieży o mocy przerobowej 300 tys. litrów mleka na dobę, możemy wytwarzać te produkty. Jesteśmy bardziej elastyczni niż wtedy, kiedy mogliśmy produkować tylko jeden typ proszku. Jest też możliwość pakowania w tzw. big-bagi czy załadunku do cystern. Wcześniejsza nasza proszkownia zbudowano pod koniec lat 70. i jej energochłonność była niemała. Obecnie koszt produkcji kilograma proszku jest o wiele niższy.

 

Obniżacie koszty, jesteście dzięki temu bardziej konkurencyjni. Rynek, na którym karty rozdają sieci handlowe, nie jest jednak łatwy.

Od lat pracujemy z wszystkimi znaczącymi sieciami w Polsce. Warunki negocjuje się każdego roku i są to bardzo trudne rozmowy. Wymagania ze strony sieci są ciągle podnoszone. Nie zawsze trzeba się na to godzić i nie zawsze to robimy. Pamiętam, że kiedy do Polski wchodziły duże sieci handlowe, byliśmy w dobrej sytuacji jako jedyny producent mleka zagęszczonego w kraju. Gdy więc sieć wchodziła na polski rynek i analizowała go, nie mogła sobie pozwolić na to, żeby nie mieć u siebie mleka zagęszczonego. To nie my zwracaliśmy się do sieci, a one do nas. Była to sytuacja zupełnie inna niż ta, z którą mierzy się dziś wielu przetwórców.

 

Rozmawiał Adam Wita
 

Fot. Adam Wita
 

 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ