Prezes SM Mlekpol: Najwięksi powinni zacząć się dogadywać [WYWIAD]
– Polityka konsolidacyjna bardzo często jest pokazywana tak, że mniejsze i duże przedsiębiorstwa powinny się między sobą łączyć. Myślę, że nadchodzi czas, kiedy największe podmioty muszą się dogadywać między sobą w zakresie utworzenia wspólnej firmy czy prowadzenia wspólnych działań – mówi Edmund Borawski, prezes zarządy Spółdzielni Mleczarskiej Mlekpol.
Pamięta pan swój pierwszy dzień pracy w Spółdzielni?
Oczywiście. To było w 1982 roku, wówczas w instalacji pojawiło się też pierwsze mleko. Tego dnia – pamiętam – przerobiliśmy około 30 tysięcy litrów.
Dziś, po tych 34 latach, Mlekpol to potentat na rynku polskim. Co jest najtrudniejszego w zarządzaniu takim przedsiębiorstwem?
Zaczynaliśmy jako jedna z wielu spółdzielni mleczarskich w Polsce, których było wówczas ponad 350. Obecnie jesteśmy jednym z liderów polskiego mleczarstwa, w tej chwili mamy 10 zakładów produkcyjnych w całym kraju, zatrudniamy 2200 osób i przetwarzamy 4,1 mln litrów mleka dziennie.
Wszystkie pozytywy i negatywy zarządzania tak dużym przedsiębiorstwem mam na własne życzenie. Każdy się godzi na swoją pracę i przyjmuje powierzane mu obowiązki. Takie same problemy były na początku, jak i dziś, tylko ich skala jest – tak jak pan wspomniał – o wiele większa.
Co jest w takim razie dziś największym wyzwaniem?
Rynek, sprzedaż wyrobów i uzyskanie satysfakcji finansowej. Ostatni rok był dosyć trudny. Ceny na rynku światowym, europejskim i polskim były niskie, co przełożyło się bardzo na pierwsze ogniwo, czyli na producentów mleka. Niejednokrotnie ponoszą oni znaczne nakłady inwestycyjne, mają duże zobowiązania i nie zawsze są w stanie zachować płynność finansową.
Wyzwaniem jest również propagowanie działań mających na celu zwiększenie spożycia mleka w naszym kraju. Mówi się o około 200 litrach przypadających na statystycznego Kowalskiego, a tymczasem np. we Francji to około 370 litrów, a w Niemczech ponad 320. Myślę, że kulturowo, jak i pod kątem warunków klimatycznych, jesteśmy zbliżeni do tych krajów i poziom konsumpcji produktów mleczarskich w Polsce powinien się zbliżyć do wcześniej wymienionych. Fakt, model konsumpcji mleka się zmienia, ale dzieje się to bardzo powoli.
A czy dotychczasowe działania promujące spożycie mleka w Polsce są prowadzone prawidłowo? Jak może je wspierać taka firma jak Mlekpol?
Myślę, że z takich działań promujących najskuteczniejsza jest akcja „Szklanka mleka w szkole”. Powinna być ona jednak bardziej upowszechniona, by uczniowie mogli pić mleko każdego dnia. Polacy wciąż spożywają zbyt mało mleka i produktów mleczarskich.
Podstawowa promocja spoczywa na przedsiębiorstwach, które produkując wyroby starają się zapoznać z nimi konsumenta poprzez różne formy reklamy. Mimo wszystko ok. 25% mleka musimy eksportować.
Inne kraje to też inna kultura i inne smaki.
Ale rynek światowy jest teraz stosunkowo bliski dla każdej firmy funkcjonującej w Polsce. Wymaga on oczywiście jeszcze dużych nakładów organizacyjnych i finansowych, ale to odrębne zagadnienie. Trzeba tutaj oddać sprawiedliwość wcześniejszym władzom, które mocno zajęły się ustaleniem warunków sanitarnych i weterynaryjnych, które muszą być dopełnione przez każdy kraj chcący wprowadzić produkt na określony rynek.
Gdzie sprzedaje Mlekpol?
Swoje produkty wozimy do dalekich krajów: Wietnamu, Kuby, Chin, Indonezji, Malezji, państw afrykańskich, ale dużo sprzedajemy też w Unii Europejskiej. W zależności od poszczególnych rynków, wysyłane są różne produkty. Na dalsze odległości eksportowane są wyroby z długimi terminami przydatności do spożycia, głównie mleko w proszku, masło, sery, serwatka w proszku. Największa ilość produktów eksportowanych jest na rynek Europejski.
Eksportujemy też do Kanady i USA – tam produkty są dostarczane świeże, drogą lotniczą. Nie jest to jednak duża skala.
Rozumiem, że wasze produkty jadą tam za rodakami?
Tak, słowa uznania należą się Polakom, którzy wykazują patriotyzm konsumencki i zabiegają o nasze produkty. Podobnie jest zresztą w Wielkiej Brytanii czy Irlandii, gdzie powstało dużo sklepów z polskimi wyrobami. Jeżeli Polacy będący na emigracji pamiętają o polskich markach, pozwala nam to poszerzać rynek stosunkowo łatwo, bez większych nakładów na promocję i reklamę.
Z drugiej strony Polacy mieszkający w kraju często nie wykazują takiego patriotyzmu konsumenckiego i nie sięgają po produkty polskie, ale często kupują wyroby z zagranicy.
Poruszył pan bardzo ważny temat. Mamy problem wejść na półkę w Niemczech, Francji czy Danii z polskimi produktami bezpośrednio do konsumpcji. To są dla nas praktycznie rynki zamknięte. Są tam stosowane przepisy i wybiegi, które uniemożliwiają wprowadzenie np. naszego mleka, bo według miejscowego prawa mleko świeże ma być przetworzone i pojawić się na półce w ciągu 24 godzin od uzyskania. Wobec takich przepisów nie jesteśmy niestety w ogóle konkurencyjni.
Powinniśmy więc kupować nasze artykuły, bo wtedy dajemy sobie nawzajem pracę, a szczególnie tym, którzy produkują surowce, czyli gospodarstwom. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że w ubiegłym roku Mlekpol przekroczył 1,5 mld litrów przerobionego mleka.
Jakie to ma dla was znaczenie?
To wydarzenie historyczne. Żadnej polskiej firmie nie udało się nigdy osiągnąć takiego wyniku. Dodatkowo, osiągnęliśmy go na terenach, gdzie są trudne warunki gospodarowania, gorszy klimat i ziemie słabszych klas – np. na Podlasiu, gdzie z samych upraw polowych gospodarstwa nie dałyby rady się utrzymać.
Polskie mleczarstwo ma tę specyfikę, że jest branżą rozproszoną w porównaniu choćby do mleczarstwa starej Unii, gdzie funkcjonują firmy, które przetwarzają więcej mleka niż produkuje cała Polska.
Czy dalsza konsolidacja branży może okazać się pomocna w konkurencji z takimi firmami?
Jeżeli mamy nie zmarnować dorobku naszych producentów, bo to oni są tutaj podstawowym ogniwem, powinniśmy jak najbardziej realizować dalszą konsolidację branży. Nie możemy patrzeć na wielkość i licytować się o to, która z firm jest na pierwszym miejscu w danym roku. To i tak w stosunku do dużych podmiotów, rządzących na rynku światowym, z którymi konkurujemy, jest skala jak 1 do 10.
Niektórzy wskazują na to, że mleczarnie nie mają wspólnego głosu w rozmowach z handlem. Panuje ostra walka cenowa i dyktowanie warunków przez duże sieci.
Czas pokazał, że półką istotnie rządzą duże sieci handlowe. Często funkcjonują one w kilku krajach i potrzebują w związku z tym dużych partii towaru. Nie każdy dystrybutor jest w stanie zapewnić takie dostawy. Natomiast pretensje jednych do drugich o obniżanie cen, są nieuzasadnione. To normalna gra rynkowa. Każdy ocenia to, na co może sobie pozwolić i podejmuje odpowiednie decyzje. Ja nie pomogę mniejszej mleczarni, a ona nie pomoże mi. Powinniśmy jednak wszyscy być zainteresowani obniżką kosztów, co może nastąpić poprzez skalę produkcji. Mlekpol w swojej strukturze organizacyjnej zmierza zawsze do tego, żeby każdy zakład produkował maksymalnie cztery różne wyroby. Chcemy robić dużo, dobrze i przy jak najniższych kosztach. Natomiast jeżeli w zakładzie wytwarza się całą paletę produktów to wiadomo, że koszty są bardzo wysokie. I później konkurencja na rynku jest niezwykle trudna.
Wracając do wspomnianej konsolidacji. Czy Mlekpol ma w planach takie działania?
Samorząd Spółdzielni, czyli rada nadzorcza i zarząd, jest gotów podejmować wszystkie tematy konsolidacyjne, natomiast ostateczna decyzja będzie zawsze zapadała po przeanalizowaniu sytuacji gospodarczej danego podmiotu i efektów, które po połączeniu można wspólnie uzyskać. Są to jednak bardzo trudne tematy. Polityka konsolidacyjna bardzo często jest pokazywana tak, że mniejsi i więksi powinni się między sobą łączyć. Myślę, że nadchodzi czas, kiedy największe podmioty muszą dogadywać między sobą w zakresie utworzenia wspólnej firmy czy prowadzenia wspólnych działań.
Uważa pan to za realne?
To zależy od właścicieli, czyli od producentów mleka, którzy są członkami spółdzielni. To oni mogą najwięcej zyskać na takiej konsolidacji i to ich powinno interesować to najbardziej. Taki proces odbywa się częściowo kosztem grupy pracowniczej, niektóre stanowiska czy działy się przeżywają. Jeżeli popatrzymy na zatrudnienie, to po przyłączeniach do Mlekpolu wróciło ono do wcześniejszego poziomu, ale przerób mleka w tym czasie się podwoił.
ROCZNIE WYDAJEMY NA INWESTYCJE 80 MLN ZŁ Edmund Borawski: Rocznie na inwestycje przeznaczamy kwotę około 80 mln zł. Funkcjonujemy w czasach, kiedy konsument oczekuje bardzo wysokiej jakości produktów, elegancko opakowanych i o dużych walorach organoleptycznych. W związku z tym inwestujemy w nasze zakłady zarówno pod kątem przetwórstwa mleka, ale też zmiany stosowanych opakowań. Dziś bez modernizacji i inwestycji nie ma życia. Jeśli się tego nie robi, zostaje się w blokach. |
Rozmawiał Adam Wita
Fot. SM Mlekpol