Jedzenie bio lub organiczne
„Organic” oznacza, że do produkcji danych roślin nie używamy żadnych związków chemicznych, w rodzaju pestycydów, insektycydów, fungicydów czy herbicydów. Są to różne związki chemiczne stworzone przez człowieka do tego, by przyspieszać produkcję, zmniejszać ilość chwastów, lub by rośliny rosły większe. Dodatkowym problemem są produkty GMO, czyli stworzone z modyfikowanych genetycznie organizmów. GMO oznacza to, że nasion są Roundup Ready, czyli tych roślin nie zniszczy Roundup ani glifosat – nie umrą one tak, jak umierają wszystkie rośliny dookoła. Będą miały w sobie natomiast chemiczne toksyny, które są trucizną dla naszego środowiska i naszego organizmu.
Na szczęście do tej pory w Polsce i prawdopodobnie w całej Unii Europejskiej zakazana jest produkcja GMO przy produkcji roślin do spożywania dla ludzi, ale nie dla zwierząt. W artykule, który ukazał się 27.03.2018 r., były minister środowiska, Jan Szyszko, twierdzi, że Polska importuje około 3,5 miliona ton nasion z GMO na pasze i żywność. Tymczasem jedzenie w sklepach nie ma oznaczeń, że zawiera składniki genetycznie zmodyfikowane. Koalicja PO–PSL wykorzystując luki w prawie doprowadziła do tego, że do Polski importuje się teraz tak wiele GMO.
Problem z GMO w Polsce
Szyszko zaznaczył, że wg Unijnego wykazu nasion i roślin dopuszczonych do obrotu jest ponad 40 odmian modyfikowanych genetycznie, np. soi, rzepaku, kukurydzy, którymi handluje się w wolnym obrocie i które kupujemy w naszych sklepach. Jak podkreślił Szyszko, w sklepach cała żywność, cała produkcja mięsa drobiowego, również wieprzowego jest wytwarzana na bazie genetycznie modyfikowanych organizmów. Nie jest jednak odpowiednio oznaczona.
– To wszystko zjadamy – mówił i dodał – nic nie szkodzi, żeby oznakować tę żywność w sklepie, by każdy wiedział, co kupuje. To jest także prawo Unii Europejskiej.
Resort rolnictwa przygotował projekt nowelizacji ustawy o paszach, który przedłuża stosowanie pasz genetycznie zmodyfikowanych do 2024 r. Wg obecnych przepisów paszami GMO można było karmić zwierzęta do końca 2018 r.
W Polsce wiele osób nie chce spożywać żywności GMO, przeciwstawia się jej i uważa jest dla nas szkodliwz. Nikt im jednak nie powiedział – zatajono informację – że jedzą GMO od lat, i że produkty GMO trafiają do paszy dla zwierząt.
Wspomniany wyżej artykuł mówi również o tym, że resort rolnictwa jednocześnie uruchomił program, który miał spowodować przynajmniej częściowe uniezależnienie się Polski od importowanych pasz. W tym celu w latach 2016-2020 realizowany był program pozostania białka roślinnego. Chodzi o opracowanie takich technologii odmian roślin białkowych, a tym samym zamienników mięsa, które można uprawiać w naszym klimacie, a ich produkcja dla rolnictwa byłaby dochodowa. Pracuje się też nad szerszym wykorzystaniem śruty rzepakowej w paszach. W ocenie specjalistów na razie jest ona zbyt mało używana do produkcji mieszanek paszowych – tylko połowa pozyskanej śruty rzepakowej jest używana w kraju, a reszta eksportowana jest do Niemiec. Działania te miałyby zmniejszyć o połowę zapotrzebowanie na importowaną soję (obecnie stanowi ona 80% białka paszowego). Polska importuje ponad 2 mln. ton soi rocznie. Wg ekspertów, śruty sojowej nie można wyeliminować z żywienia zwierząt ze względu na jej walory odżywcze. Dotyczy to zwłaszcza żywienia drobiu i trzody chlewnej. Eksperci oceniają, że około 95% wykorzystywanej w przemyśle paszowym śruty sojowej pochodzi z nasion modyfikowanych genetycznie.
Nastawienie polskiego społeczeństwa do produktów GMO jest raczej negatywne, chociaż, jak napisano w uzasadnieniu, "niby to nie przeszkadza".
Co zamiast GMO?
W Polsce problemem jest więc to, że społeczeństwo nie chce GMO, ale i tak jedzone jest ono codziennie. Zagrożenie jest realne, ponieważ związki chemiczne zawarte w paszy dla zwierząt powodują zatrucie całego środowiska, a więc i naszych organizmów. Jedzenie zwierząt przez osoby, które są mięsożerne, prowadzi do chorób, w tym nawet raka.
Na szczęście mamy też inne jedzenie, takie jak warzywa kapustne, które pomagają cofnąć te procesy i oczyścić organizm. Do takich warzyw zaliczamy np. jarmuż, kapustę, rzodkiewkę, kalafior, brokuł czy brukselkę. Mają one pewne właściwości, które pozwalają zneutralizować czy nawet usunąć trucizny z naszego organizmu. To, ile powinniśmy jeść takich warzyw, zależy od tego, ile jemy pokarmów GMO, czyli mięsa lub zastępczych produktów mięsnych, tzw. wegańskich kotletów.
Producenci mięsa wymyślili, że ze zmodyfikowanej soi będą produkować wegańskie kotlety po to, by już nie hodować zwierząt, ponieważ staje się to nieopłacalne. W efekcie modyfikowana pasza będzie trafiała bezpośrednio do naszych organizmów.
Powodem śmierci wielu ludzi jest niedożywienie lub obecność toksyn w organizmie. Zjadając modyfikowane pokarmy, zatruwamy swój organizm. Inwestować w nasze zdrowie możemy na wiele sposobów, choćby kupując żywność bio lub organic i poprawiając w ten sposób jakość naszych posiłków.
Tekst przygotował Mariusz Budrowski
Mariusz Budrowski to współautor projektu „Odmładzanie na Surowo” – jego aktywność na facebooku obserwuje ponad 400 tys. osób, a kanał na YT subskrybuje prawie 300 tys. oglądających. Mariusz jest witarianinem, autorem bestsellera: „Surowe Zdrowie”, książki kulinarnej: „Na Surowo Przepisy” i książki dla dzieci „Wierszykowo na Surowo”. Dodatkowo jest także pomysłodawcą programów na odchudzanie, festiwalu Witariada, oraz konferencji Surowe Życie. Swoimi działaniami Mariusz chce inspirować Polaków do zmiany ich stylu życia i diety na takie, które przyniosą im zdrowie i poprawią jakość ich codziennego funkcjonowania.
Komentarze