Sezon na piwa zimowe… rozpoczęty
Za oknami pada pierwszy śnieg. Jest połowa listopada i nie powinno to chyba dziwić. Bazując na doświadczeniach ostatnich lat nie spodziewam się, że śnieg utrzyma się długo. Jednak wiem, że aura za oknem oznacza ostateczne ochłodzenie i błyskawicznie następującą ciemność…
Zmiana w gamie pitych piw
Co to oznacza dla człowieka, którego większość życia związane jest z piwem? Przede wszystkim zmianę w gamie pitych piw. O ile letni czas lubię spędzać przy piwach lekkich, rześkich, wyraźną nutą kwaśną, uwodząco pachnących tropikalnymi owocami, o tyle zima to w moim przypadku czas piw ciemnych, mocniejszych, słodowych, chlebowych, przywodzących na myśl owocowy susz, czy praliny, aż po aromat szlachetnych alkoholi.
Zimą rządzą piwa degustacyjne
Zmieniają się też okoliczności w jakich z danym piwem się spotykam. Późną wiosną i latem zdecydowanie chętniej piję piwo na świeżym powietrzu i w towarzystwie. Jesień i zimę wolę spędzać w kameralnym gronie, a czasem nawet sam, dzieląc czas pomiędzy powolne delektowanie się danym piwem, a czytaniem książki, czy słuchaniem muzyki. Jest zatem zima okresem, w którym rządzą piwa degustacyjne, którymi można delektować się cały wieczór i za każdym razem odkrywać w nich coś nowego…
Okres przejściowy
Fajne jest też to, że pogodowy okres przejściowy między latem, jesienią i zimą można przejść razem w piwami. Znaczy to ni mniej ni więcej, że nie trzeba z miejsca rzucać rześkie witbiery, czy wytrawne pilsy i ograniczać się do porterów, czy imperialnych stoutów.
W moim przypadku sytuacja zawsze jest podobna. Wraz z końcem września spotykam się z piwami marcowymi, by następnie zacząć raczyć się koźlakami. Wpierw tym delikatniejszym, z wyraźnymi nutami owocowymi – czyli koźlakiem pszenicznym. Jednak kwintesencją jesiennych smaków i aromatów jest moment, w którym mogę się po raz pierwszy w sezonie delektować piwami wędzonymi.
Piwa wędzone
Oczywiście moim ulubionym jest wędzony koźlak, ale i dymionym marcowym nie pogardzę. To zamiłowanie do piw wędzonych i łączenie ich z jesienią nie jest chyba jednak tylko moją specjalnością. Moje zdanie potwierdzają chyba także coraz liczniejsi Polacy urządzający sobie „wędzony wieczór” w Schlenkerli w czasie jesiennych targów branżowych Brau Beviale.
Pierwszy śnieg i święta
Swoistym zwieńczeniem całego tego jesiennego przechodzenia do piw mocnych i ekstraktywnych jest dzień pierwszego śniegu. Tego dnia już tradycyjnie raczę się porterem… I w ten sposób do końca roku zostaje mi już tylko jedno piwo wyznaczające upływający czas… Kiedy na stole stanie adwentowy wieniec to w mojej szklance pojawi się piwo świąteczne z dużą dawką przypraw… a jak ten dzień będzie bardzo zimny to może nawet pokuszę się o grzańca.
Dyniowe piwa
Tak zatem piwa pozwalają mi doczekać najkrótszego dnia w roku… a potem byle do wiosny. I tradycyjnie na zakończenie jedno małe wyjaśnienie… nie zapomniałem o dyniowych pumpkin ale’ach. Jednak – podobnie jak obchodzenie Halloween – po prostu za nimi nie przepadam.
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Wszystkie teksty znajdziesz TUTAJ.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera.