Partner serwisu
22 marca 2017

Kto pierwszy ten lepszy… tak wygląda sytuacja polskiego piwa

Kategoria: Zdaniem Błażewicza

Zostałem ostatnio poproszony o wskazanie piwnych przysłów i powiedzonek. Szybko wpadły mi do głowy powiedzenia czeskie i niemieckie. Zaraz za nimi dwa powiedzenia polskie z piwem w tle. „Oj, chmielu, chmielu, ty bujne ziele – bez ciebie nie będzie żadne wesele” i „Gdzie się piwo warzy, tam się dobrze darzy”. Jednak mój rozmówca nie był zadowolony...

Kto pierwszy ten lepszy… tak wygląda sytuacja polskiego piwa

 

A nie ma czegoś bardziej współczesnego? – zapytał. To już zajęło mi chwilę. Bo co prawda internetowe fora co chwila nawiedza jakaś afera czy burza, ale tak jak są mocne – tak krótkotrwałe. Bez namysłu zatem odparłem, że dzisiejszą sytuację polskiego piwa można zobrazować powiedzeniem „kto pierwszy ten lepszy”.

 

Jak osadnicy na Dzikim Zachodzie

Tak właśnie dziś wygląda nasz mały piwny światek. Obie jego części – zarówno producenci, jak klienci – opierają swoje działania o tę właśnie zasadę. Browary duże i małe starają się niczym osadnicy na Dzikim Zachodzie szybko znaleźć i oznaczyć swój kawałek przestrzeni. Dla dużych trzeba z palmą pierwszeństwa w dłoni obniżyć koszty, zwiększyć rentowność itd. Tylko wówczas wynik – na tle zostającej z tyłu konkurencji – wygląda imponująco. Ale mali też działają podobnie. Szybko warzą piwa w nowych, nieznanych lub niepopularnych stylach, aby pokazać swoją nowatorskość.

 

Warto być wzorem

Poza tym, kto pierwszy ten narzuca własny sposób interpretacji danego stylu, pozycjonowanie cenowe i staje się punktem odniesienia dla innych. Nie ma nic cenniejszego niż narzucenie swojej optyki na dane piwo oraz dla każdego kolejnego piwa w tym stylu być wzorem. I nie ważne jest do końca, czy wzór jest pozytywny, czy negatywny – ważne, że przy każdym piwie to „nasze” pojawia się jako odnośnik.

 

Sklepy chcą robić „biznes życia”

Jednak w tym szaleńczym pośpiechu nie tylko browary są niezaspokojone. Także sklepy i klienci mają swoje za uszami. Kto szybciej wystawi piwo na półkę. Kto szybciej i więcej piwa kupi. To wszystko jest przewagą – lepem, nagrodą. Byłem świadkiem, gdy jeden ze sklepów korzystając z wielkiego zainteresowania piwem i bardzo niską podażą starał się robić „biznes życia”. Każdego dnia sprzedawał niewielką ilość piwa i każdego dnia robił to o 10 złotych drożej. Co ciekawe zainteresowanie było tak duże, że cena wzrosła 2 razy. Co jeszcze lepsze, w momencie, gdy rynek zweryfikował cenę właściciel sklepu poczuł się… „okradziony”!

 

Piwo w handlu… wymiennym

Także klienci nie pozostają bez winy. Na piwo nie patrzą jak na produkt z wielką tradycją, który pija się, aby dostarczyć wyjątkowych doznań smaku i aromatu, ale jak na przedmiot handlu, gdy trudnodostępne piwo nie jest przeznaczone do spożycia, ale do wymian za inne piwa.

 

Musimy dojrzeć

To pokazuje, że mimo tego, iż w Polsce pije się morze piwa, to w zakresie nowinek rynkowych nie cechujemy się dojrzałością. Może trzeba jeszcze, aby rynek piwa okrzepł, a może po prostu musimy spuścić z tonu i pamiętać (niczym z piłkarskiego powiedzenia), że piwo to najważniejsza na świecie rzecz z tych, które są do niego tylko dodatkiem.

 

 

Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Wszystkie teksty znajdziesz TUTAJ.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera.

Fot. T. Niewęgłowski

ZAMKNIJ X
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ