Na rynku zaczęły pojawiać się produkty piwopodobne
– Zaczęliśmy obserwować, że coś niedobrego dzieje się z piwem. Mam na myśli produkty, które można określić jako piwopodobne. Nie mają piwnego smaku i zapachu. Brutalnie mówiąc, to gorzka, alkoholizowana, żółta woda – mówi Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich.

Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej to, czym jest piwo, określają normy europejskie. Są one jednak bardzo szerokie i nie wskazują konkretnych wartości procentowych np. zawartości słodu w zasypie. Dokumenty te mówią o typie fermentacji i zawartości alkoholu – są to wyznaczniki wskazujące na to, czy dany produkt jest piwem czy nie. Wcześniej w Polsce funkcjonowała Polska Norma PN-A-79098:1995, która bardzo precyzyjnie określała to, co definiuje, że napój jest piwem.
– Kilkanaście lat po wejściu do Unii Europejskiej zaczęliśmy obserwować, że coś niedobrego dzieje się z piwem. Mam na myśli produkty, które nawet po badaniach organoleptycznych trudno nazwać piwem. Raczej można je określić jako produkty piwopodobne. Nie mają piwnego smaku i zapachu. Brutalnie mówiąc, to gorzka, alkoholizowana, żółta woda. Najczęściej tego typu napoje sprzedawane są w puszkach i opakowaniach zbiorczych. Oczywiście na najniższych sklepowych półkach i za najniższą cenę – mówi prezes Stowarzyszenie Regionalnych Browarów Polskich.
Produkty określane przez prezesa Olkowskiego jako piwopodobne mogą obecnie stanowić 10%, a nawet kilkanaście procent rynku. Istnieje granica cenowa pomiędzy piwem a produktem piwopodobnym.
– Produktów sprzedawanych w cenach niższych niż 1,60-1,70zł na półce za półlitrowe opakowanie jednostkowe nie powino się nazwać piwem – podsumowuje Andrzej Olkowski.
Opracował Adam Wita
Fot. zdjęcie ilustracyjne 123rf.com