Obecny system naliczania akcyzy nie jest taki zły
W ostatnich dniach jesteśmy świadkami dużego zainteresowania i bezpardonowej wymiany zdań odnośnie zmian w sposobie naliczania i rozliczania podatku akcyzowego od alkoholu. Dyskusje w tym temacie rozpoczęły działania Ministerstwa Zdrowia, które ostatnio zasłynęło większą liczbą pomysłów na generowanie dochodów budżetowych niż na poprawę stanu zdrowia Polaków. Ministerstwu wtórowała PARPA, która z powołania i urzędu zwalcza wszelkie przejawy zainteresowania alkoholem.
Zwiększyć dochody budżetowe
Jasnym jest, że celem majstrowania przy podatku akcyzowym ma być – bardziej niż utrudnienie dostępności do taniego alkoholu – zwiększenie dochodów budżetowych. Potwierdza to niezbicie powtarzana w mediach relacja z posiedzeń w sprawie forsowanych pomysłów. Gdyby celem zmian było utrudnienie dostępu do alkoholu, to obok zmniejszenia liczby miejsc oferujących alkohol winno się wprowadzić ceny zaporowe. Nic bardziej mylnego. Eksperci przekonują, że podwyżka nie musi oznaczać uderzenia w kieszeń konsumenta. Podwyżkę mieliby pokryć pośrednicy i sprzedawcy. Udowadnia to opinia jednego z ekspertów: „W przypadku większości napojów alkoholowych marże pośredników są na tyle wysokie, że nawet zasadnicze zmiany stawek nie musiałyby mieć dużego przełożenia na cenę, a w efekcie końcowym na popyt, o ile pośrednicy zrezygnowaliby z części swojej marży”. Słowem… proponowane rozwiązania wskazują, że ujednolicenie akcyzy przyniosłoby dodatkowe wpływy do budżetu na poziomie od 5 mld do nawet 7,5 mld zł.
Branża spirytusowa jest na TAK
Proponowanym zmianom od razu przyklasnęła branża spirytusowa, która w ujednoliceniu systemu widzi szansę dla siebie. Nie tylko ze względu na fakt, że inni mieliby zostać „dostosowani” do warunków stosowanych przez gorzelników, ale także ze względu na fakt, że tylko w branży spirytusowej marże są na takim poziomie, iż mogłyby przełknąć wzrosty.
Alkohol alkoholowi nierówny
Takie potraktowanie sprawy dotknęło mnie głęboko. Znów budżetowa arytmetyka zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem. Znów szczytne ideały stały się pretekstem do zmian fiskalnych. Nie wzięto pod uwagę, że alkohol alkoholowi nierówny. Nie wzięto pod uwagę, jakie alkohole pija się z jakiej okazji, jak je wytwarza, jakie są efekty spożycia poszczególnych gatunków.
Piwo stało się głównym obiektem ataków. Ze strony ministerstwa, bo da się jeszcze wydoić; ze strony branży spirytusowej, która chce, aby ludzie wrócili do wódki, a jeszcze lepiej do wódki ukrytej w postaci miksów wysokoprocentowych alkoholi tak ładnie nazywanych RTD (ready to drink). Dziwi mnie to bardzo. Nikt nie zwraca uwagi na fakt, że piwo to jedyny alkohol, który ma prawo bytu także w wersji „bezalkoholowej” (piwo bezalkoholowe jest, wina to na razie pieśń przyszłości, a bezalkoholowa wódka to po prostu oksymoron)…
Jeden, dziewięć, trzy, osiem…
Aby to wszystko przemyśleć i nieco ochłonąć postanowiłem pobiegać nad jeziorem. Zapiąłem psa na smycz, założyłem słuchawki i ruszyłem. W słuchawkach Taco Hemingway i kawałek „Sześć zer” traktujący o pozerach i iluzorycznych szansach. Ale zamiast tytułowych sześciu zer w głowie zaczęły mi dudnić liczby jeden-dziewięć-trzy-osiem.
Wydawać się może bez sensu, ale tak naprawdę to liczby te składają się na wskaźnik 1,938, który pozwala określić (za pomocą ekstraktu brzeczki nastawnej i ekstraktu resztkowego) poziom alkoholu w danym piwie.
Gdy wróciłem do domu, pomyślałem, że może to też będzie argument w pokazaniu, jak różnorodne jest piwo i dlaczego obecny system naliczania akcyzy nie jest taki zły – także dla państwowego fiskalizmu.
I tak piwo o ekstrakcie brzeczki 12 Blg (12:1,938=6,19) matematycznie może mieć 6,19% alkoholu. Browar przemysłowy nastawiony na produkcję eurolagera uzyskuje ok. 90% maksymalnej wartości, co daje piwo o zawartości alkoholu ok. 5,6%.
Jednak obok tych wielkich producentów skierowanych na wysokie odfermentowania i dostarczanie alkoholu jest jeszcze grupa wielu producentów, których misją jest oferowanie piw smakowitych (posiadających pełnię, smak, zapach), gdzie alkohol jest sprawą drugorzędną. W piwach gatunkowych, rzemieślniczych, wskaźnik odfermentowania znacznie odbiega od alkoholowych standardów. Jest cały szereg decydujących o tym czynników, ale nie czas na przytaczanie ich. Przykładem może być porter, który z ekstraktu 21 Blg mógłby osiągnąć 10,85% alkoholu, ale zazwyczaj ma 9% alkoholu, co daje ok. 83% maksymalnego odfermentowania z ekstraktu. Podobnie ma się rzecz z czeskimi pilsami, gdzie z ekstraktu 12,5 Blg (maksymalne odferemtnowanie 6,19% alk.) otrzymuje się 4,5% alkoholu - zatem 72% maksymalnego poziomu alkoholu (wynikającego ze wzoru).
Nie o alkohol w nich chodzi
Obecnie na rynku funkcjonuje coraz więcej piw, które mają wysokie ekstrakty, a niskie poziomy alkoholu, bo nie o ten alkohol w nich chodzi. Przykładami mogą być: „1na100”, gdzie z ekstraktu 6,5% uzyskuje się 1% alkoholu, „Dark side of the milk” - 12 Blg - 2% alkoholu, czy „Cienki Bolek” – także 12 Blg i 2% alk.
Zatem może zmiana w podatku może odbić się nie tylko na dalszym budowaniu odpowiedzialnej konsumpcji, ale nie przynieść zakładanych korzyści finansowych. W obecnym modelu jest tylko jeden wskaźnik obrachunkowy - ekstrakt brzeczki nastawnej. Zatem podatek jest jednolity dla wszystkich i prosty do wyliczenia. Zmiana wskaźnika na alkoholowy wprowadza wiele zmiennych. Trzeba też pamiętać, że ekstrakt początkowy jest niezmienny i można go osiągnąć w każdej warce tak samo. Zawartość alkoholu – jako wynik pracy drożdży – może być zmienny dla każdej partii piwa.
Świat nie jest czarno-biały…
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Wszystkie teksty znajdziesz TUTAJ.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera.