Partner serwisu

Pierwszy łyk piwa

Kategoria: Alkohole

Ostatnio ktoś zapytał mnie, ile można pisać o piwie. Czy napisanie ponad 100 felietonów i opracowań nie powoduje, że pomysły się kończą i po prostu nie ma już o czym pisać. Innymi słowy, czy nie kończą się merytoryczne treści, a nie zaczyna się tzw. bicie piany?

Pierwszy łyk piwa

    Wywołany tym pytaniem do odpowiedzi śpieszę wyjaśnić, na czym polega fenomen piwnych tematów i co sprawia, że jestem pewien, że nigdy się nie skończą. Mógłbym w tym momencie wymienić rozmaite piwne inicjatywy, fora internetowe, nowe marki etc. etc. – to jednak byłoby zbyt proste i oczywiste. Zamierzam udowodnić autorowi pytania, że trywialna na pozór czynność, jaką jest picie piwa, może przybrać wymiar mistyczny pod warunkiem odpowiedniej oprawy i rytuału. By jednak jeszcze zawęzić spektrum piwnych tematów, zajmę się dzisiaj jednym łykiem piwa. Tym najważniejszym, czyli pierwszym.


W oczekiwaniu na...
    Pierwszy łyk piwa zawsze łączy się z oczekiwaniem. Czekamy na niego, jadąc tramwajem, samochodem, wracając z pracy, wyłączając komputer, kończąc pracę w ogrodzie. Nasza wyobraźnia podsuwa nam wizję kufl a po brzegi wypełnionego pianą, pod którą kryje się złoty, miedziany czy bursztynowy – jak kto woli, trunek. Wiemy, że piwo chłodzi się w piwnicy czy lodówce, toteż jesteśmy spokojni o jego temperaturę, na pewno będzie odpowiednia. Gorzej, jeżeli nasze piwo stoi na kuchennej lub co gorsza jeszcze sklepowej półce. Wtedy nasz łyk odwleka się w czasie niezbędnym do schłodzenia piwa, tak by dało nam to co posiada najlepszego. Tak czy inaczej wizja pierwszego łyku budzi emocje jeszcze zanim zobaczymy piwo.

Blisko, coraz bliżej
    Kiedy piwo znajduje się już w naszym zasięgu, przeżywamy przyjemną radość posiadania. Jeszcze nie pijemy piwa, nie mamy go nawet w kuflu, ale już jest ono nasze, a pierwszy łyk jest prawie namacalny. Plan mamy gotowy, znamy markę piwa, mamy przygotowaną szklankę lub kufel. Czas nalewać. Wtedy jednak, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, na nasze zmysły i wrażenia związane z pierwszym łykiem działa jeszcze jeden niezwykle istotny czynnik, a mianowicie otoczenie. To, gdzie i z kim pijemy piwo, bezpośrednio przekłada się na odczucia związane z jego smakiem. Dobry film, muzyka, kolacja, towarzystwo to elementy piwnej oprawy. Lwia część piwnych teorii konsumenckich głoszących, że piwo A się zepsuło, za to piwo B jest doskonałe wynika z tego prostego faktu, że autorzy tych opinii piwo A pili ostatnio w zadymionym pubie podczas meczu, w którym „ich” drużyna przegrała 0:3. Piwo B natomiast mieli okazję spożyć w słoneczne popołudnie, w doskonałym towarzystwie, przegryzając je zestawem grillowanych przekąsek. Taki kontrast sprawia, że faktyczna jakość piwa nie ma tu wiele do powiedzenia. Jedno jest pewne, otoczenie ma znaczenie – większe niż zdajemy sobie z tego sprawę.

Otwieramy!
    Nadchodzi wielka chwila. Otoczenie mamy, piwo jest, oczekiwanie było. Otwieramy. Zastanawialiście się kiedyś, czym różni się otwieranie butelki od otwierania puszki? Panie na pewno wiedzą, że puszka może uszkodzić paznokcie, panowie z kolei zdają sobie sprawę z tego, że otwieranie puszki generuje większy hałas niż butelki, co ma znaczenie zwłaszcza w przypadku, gdy nie chcemy się szczególnie chwalić kolejnym otwieranym piwem. Tak czy inaczej dźwięk zawsze towarzyszy czynności otwierania piwa i – chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy – jest on dla nas gwarancją jakości. Piwo syczące podczas otwierania na pewno było dobrze zapakowane i nie przydarzyła mu się żadna historia związana z nieszczelnością, utlenieniem itp. Otwieraniu zawsze towarzyszy jeszcze smużka gazu (dwutlenek węgla) wydobywająca się z opakowania bezpośrednio po otwarciu. Jest to widoczne zwłaszcza w przypadku butelki. Ktoś kiedyś porównał nawet to zjawisko do dymiącej lufy rewolweru kaliber 44 bezpośrednio po strzale...Mocne, aczkolwiek niezwykle trafne porównanie.

Do pełna!
    Nasz pierwszy łyk trwa, chociaż jeszcze nie widzieliśmy piwa poza opakowaniem. Napięcie sięga zenitu, kiedy nalewamy piwo. Widok piwa wypełniającego kufel spokojnie można by zaliczyć do grupy cudów świata jako numer 8. Podobno komisja dopuszczająca nie zgodziła się na to tylko z troski o rangę pozostałych cudów.
    Piwo, przelewając się do kufla, iskrzy przyjemnie, uwalniając gaz i tworząc piękną pianę. Tylko od nas zależy, czy piana będzie wysoka czy niska, czy piwo nalejemy „na raz”, czy dolejemy sobie resztę po chwili. Budujemy rytuał na własne potrzeby. Nasz prywatny rytuał serwowania, który od zawsze poprzedza pierwszy łyk piwa.

Napięcie sięga zenitu, kiedy nalewamy piwo. Widok piwa wypełniającego kufel spokojnie można by zaliczyć do grupy cudów świata.

Pijąc wzrokiem...
    Myli się ten, kto sądzi, że teraz weźmiemy pierwszy łyk i na tym skończy się felieton. Przecież każdy piwosz wie, że przed napiciem się piwa należy się mu dokładnie przyjrzeć. Kiedy po raz pierwszy widziałem Czecha śmiejącego się do kufla pełnego piwa, byłem przekonany, że jest to jego siódme, może nawet ósme piwo tego dnia. Nic bardziej mylnego. Ów pan był właśnie przed pierwszym łykiem. Jeszcze nie pił piwa, ale już cieszył się jego smakiem. Co może wywołać taki uśmiech na twarzy piwosza? Miedziana barwa, iskra klarowności, swawolne pęcherzyki gazu, czapa śnieżnobiałej piany i wspomniana już radość posiadania. Piwo jest już nasze, choć jeszcze go nie pijemy.

Pierwszy łyk
    Czas na Grande Finale! Podnosimy kufel, zaciągamy się aromatem, zbliżamy piwo do ust, bierzemy pierwszy łyk... i tu wbrew wcale nie opiszę bukietu, posmaków, finiszu i innych sensorycznych cech, jakie zwykle pojawiają się w piwoznawczych opracowaniach. Pierwszy łyk to przede wszystkim goryczkowy dreszcz, ożywcza cierpkość i nienazwane uczucie radości i spełnienia, które udowadnia, że smaku nie da się do końca opisać. Niezależnie od tego, czy piwo pijemy latem czy zimą, sami czy w towarzystwie, pierwszy łyk piwa zawsze jest wrażeniem niezapomnianym. Piwo musuje, drażni kubki smakowe, powoli syci zmysły, ale jeszcze nie ukazuje całego swojego potencjału. Tego, co czeka nas dalej.
    Pierwszy łyk w całej swojej doskonałości ma jednak jeden minus. Biorąc go, zdajemy sobie sprawę z faktu, że żaden z pozostałych łyków nie będzie już tym pierwszym. Wtedy pozostaje nam tylko odnaleźć potencjał pozostałych łyków, drugiego, trzeciego i całej reszty. Ręczę, że każdy z nich kryje jakąś tajemnicę, a odkrywanie jej może okazać się najprzyjemniejszą pracą badawczą w historii piwoznawczych odkryć. Później zaś wystarczy je opisać...Prawda, że proste?

 

Autor: Maciej Chołdrych, piwoznawcy.pl

Artykuł został opublikowany w magazynie "Agro Przemysł" nr 2/2012

Źródło fot.: www.sxc.hu

 

 

 

 

 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ