Partner serwisu
18 kwietnia 2018

Zdaniem Błażewicza: Piwosz starej daty…

Kategoria: Zdaniem Błażewicza

To ostatni rok, gdy liczba określająca mój wiek ma „3” z przodu…

Nie mam większych problemów z tym, że w przyszłym roku będę miał czterdziestkę. Na razie nie mam też – albo przynajmniej nie odczuwam – kryzysu wieku średniego. Nie zostałem maratończykiem, triatlonistą, fanem motocykli, czy brazylijskiego ju jitsu. Nie mam także problemów z coraz liczniejszymi siwymi włosami, które niesfornie układają mi się na głowie.

Zdaniem Błażewicza: Piwosz starej daty…

Mimo wieku :) staram się nadążać za współczesnym światem. Mam oczywiście świadomość, że nie będę w tym tak biegły jak najmłodsze pokolenia. Dlatego odpuszczam konta na snapchacie, czy musicaly. Jednak pozostaję aktywnym facebookowiczem, czy instagramowiczem (mimo, że to ostatnio takie niepopularne). Wydawało mi się zatem, że może nie jestem liderem współczesnego świata (nie musze mieć najnowszych modeli smartfonów), ale kontakt z czołówką wciąż mam.

O wiele mocniej odczuwam natomiast mijający czas i to, że mój świat właśnie odchodzi, gdy przychodzi mi zderzać się z codziennością. Za czasów mojej młodości wszystko było proste i uporządkowane. O 19 Wieczorynka, 19:30 Dziennik, w poniedziałki – Teatr TV, środy – mecz, czwartki – kryminał, w piątek nie musiałem wcześnie chodzić spać… piękny świat, który byłem w stanie ogarnąć. Dziś bajki to oddzielny kanał, mecze – praktycznie każdego dnia (jak nie liga, to Liga Mistrzów, czy Europy). A piątkowe późne chodzenie spać zamienia się we wczesne padanie dzieciaków do łóżka, po całym tygodniu wypełnionym licznymi zajęciami.

Nie inaczej rzecz się ma z piwem. Do dziś pamiętam pierwsze pite w życiu piwa. Było to ponad dwadzieścia lat temu, a ja do dziś pamiętam pomarańczowy kolor, gorzkawy smak i chmielowo-słodowy aromat wyrobów olsztyńskiego Juranda. Co więcej pamiętam nie tylko pierwsze wypite w życiu piwo, ale także pierwsze piwa pite przy różnych okazjach.

I właśnie te moje „pierwsze piwa” najmocniej uświadomiły mi, że mój prosty świat odchodzi w niepamięć. Gdy wśród rówieśników rozmawiam na temat pierwszych piw to nasze wspomnienia są bardzo podobne. Różnią się co prawda nazwami wspominanych browarów, czy miejscami, w których były spożywane. Ale kolor, zapach, czy smak tych piw były dla nas takie same (a przynajmniej podobne) – złote i słodowo-chmielowe.

Dziś tego świata już nie ma. Młodzi ludzie wychowani na gazowanych napojach spod znaku dwóch wielkich koncernów, sięgając po pierwsze „piwa” w życiu najchętniej wybierają radlery, czy innego typu mieszanki piwa z lemoniadami, sokami, czy owocowymi koncentratami. To właśnie te słodkie, sztucznie słodzone napoje o tysiącu smaków (lub smaku tysiąca wysp), są pierwszymi krokami w świecie piwa. I nie chodzi już nawet, że smak, który łączył mnie i moich kolegów w młodości został wymieniony na cały szereg różnych smaków. Najbardziej martwi mnie to, że naturalny produkt jakim w swej różnorodności pozostaje piwo został zastąpiony przez przemysłową wydmuszkę, która została zasypana cukrem… a wszystko po to, żeby piwo po jakie sięga młody człowiek miało jak najmniej piwny smak…

Słowem może się okazać, że w ciągu mojego życia pojęcie PIWO zostanie całkowicie zredefiniowane zarówno pod względem techniki produkcji, jak też smaku.

Trudno mi się z tym pogodzić, choć wiem, że mimo chęci nie uda mi się tego zatrzymać. Wyjścia są dwa, albo walczyć bez względu na to, czy jest szansa na zwycięstwo, albo szukać skansenu, czy rezerwatu, gdzie będzie można zachować ten „dawny” świat.

Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Wszystkie teksty znajdziesz TUTAJ.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera

fot. 123rf.com
Nie ma jeszcze komentarzy...
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ