Zdaniem Błażewicza: Mistrzowie świata
W tym tygodniu temat może być tylko jeden… mundial! W tym słowie bowiem zamyka się bowiem prawie wszystko, co przez najbliższe tygodnie będzie organizować nasze codzienne życie.
Rozedrgane niczym poranna rosa na pajęczej sieci oceny tego, co dzieje się w kadrze zajmują już prawie wszystkie szpalty gazet i wszystkie nagłówki internetowych portali. Dyskusje wokół tego, czy Lewandowski powinien zająć się pracą nad formą na mistrzostwa, czy wpierw oczyścić głowę zmianą barw klubowych zaczynają wiele porannych dyskusji. Sprawa powołania do wąskiej kadry Peszki, a nie Szymańskiego stała się sprawą narodową. A kontuzja Glika, która praktycznie wyklucza jego udział w mundialu okazuje się częstokroć większą traumą, niż nieustanne podwyżki cen paliw.
W całym tym zamieszaniu niebagatelną rolę pełni też przemysł spożywczy. Co wydaje się nieco zabawne za główne motory mundialowego spożywczego szaleństwa uchodzą: słodkie, gazowane napoje oraz chipsy, a także piwo. Ponieważ obu pierwszych kategorii, jak tylko mogę, staram się unikać, zajmę się tzw. sportowym piwem. (Choć nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że śmieszne jest, gdy atleci liczący każdą kalorię oraz całkowite bilanse substancji odżywczych bez mrugnięcia okiem zachęcają do korzystania z słodkich napojów i słonych, tłustych przekąsek).
Wracając jednak do piwa… przecież ono gra tu pierwsze skrzypce. Wszystko wydaje się gotowe, a poszczególne browary niczym reprezentacje prężą swe muskuły licząc na krociowe zyski. Na samym szczycie dość niespodziewanie pojawia się „Bud”, który od razu wskakuje na pozycje oficjalnego sponsora Mistrzostw Świata w Rosji 2018. I byłoby to zaskoczenie duże, gdyby nie zapowiedź frontalnego ataku amerykańskiego giganta na Europę. Tuż obok staje Carlsberg, który w temacie piłkarskim stał się już „part of the game” i na stałe kojarzy się z rozgrywkami międzynarodowymi (w odróżnieniu od Heinekena, który od zawsze kojarzy mi się z piłką ligową i marką Liga Mistrzów).
Nieco niżej są browary lub koncerny bazujące już na poszczególnych reprezentacjach. W przypadku biało-czerwonych nastąpiła zmiana. Żaden browar – z tego co wiem – nie jest oficjalnym sponsorem reprezentacji. A producenci polskiego piwa zaczęli inaczej korzystać z piłki dla budowania swojego brandu. Warka korzysta z wizerunku Adama Nawałki, który nazwiskiem firmuje sprawdzone już wielokrotnie flago-chusty. Natomiast Tyskie – jak na lidera branży przystało – kampanie wizerunkowe z udziałem Zbigniewa Bońka wspiera sitkomowym serialem. W serialu tym rzesza znanych aktorów wciela się w postacie oddane piłce bez reszty, a swój udział w rozgrywkach zawsze kończy przy piwku… Sam serial nie wzbudza u mnie większych emocji, ale cenie w nim to, że pokazuje, że prawdziwy futbol rodzi się z marzeń chłopców grających między blokami, czy na orlikach i zapału tysięcy kopaczy, którzy robią to dla przyjemności gdzieś na boiskach A, czy B klasy, a może nawet i nie na tym poziomie.
I to właśnie w piłce jest najpiękniejsze, że jest ona wyrazem wspólnoty, taka sama dla każdego. Jej zasady są niezmienne i grać w nią może każdy – byle miał piłkę i dwie bramki. I właśnie przez tę masowość na fali mundialowego piwa chcą zaistnieć browary małe. One nie mogą pozwolić sobie na wielkie kontrakty z federacjami, ale wiedzą, że seria kapsli z flagami państw uczestników mistrzostw, czy okolicznościowa szklaneczka w biało-czerwonych barwach są w stanie podnieść sprzedaż…
Słowem piłka i piwo są ze sobą nierozerwalnie związane. Piwem uczcić można zwycięstwo, złagodzić gorycz porażki i nawodnić się po wysiłku. Pozostaje tylko jedno – czekać na sukces naszych Orłów – piwa, którym będzie można ten sukces oblać (w co wierzę) na pewno nie zabraknie.
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera.
Komentarze