Zdaniem Błażewicza: Temida była ślepa - teraz jest głucha, a będzie otyła (a może i gorzej)
W ostatnim tygodniu zapadł kluczowy dla browarnictwa wyrok TSUE (Sygn. akt C-195/18), który wskazał warunek niezbędny do korzystania przez przedsiębiorców z piwnych sposobów naliczania podatku akcyzowego.
Tradycyjnie już piwna tematyka postępowań przed Trybunałem związana jest z działalnością polskich podmiotów. Niestety – moim skromnym zdaniem – nie jest to powód do dumy, że kolejny raz spór polskich przedsiębiorców z polskimi urzędami staje się przyczynkiem do postępowań prawnych na poziomie europejskiego trybunału.
Tym razem zadaniem trybunału było rozstrzygniecie, co decyduje o tym, że dany produkt akcyzowy jest piwem, czy innym napojem fermentowalnym. Jest to pokłosie ciągnącej się od lat sprawy, w której przedsiębiorca oferował produkt zawierający tylko 15% słodu, ale rozliczał się z akcyzy na piwny sposób. Sprawa była i wciąż pozostaje skomplikowana. Zdaniem urzędu piwne, czytaj korzystniejsze finansowo, rozliczenie akcyzy było nieuprawnione. Z drugiej strony dokonując zgłoszeń przedsiębiorca wskazywał, że produkt ma być „piwem” (rozliczany na piwny sposób) i wówczas celnicy nie zgłaszali żadnych uwag (Sąd Piotrkowie Trybunalskim, sygn. IV Ka 698/17).
Wyrok TSUE, który zapadł w środę 13 marca nie rozstrzygnął przedmiotowej sprawy, ale wyznaczył główny kierunek orzecznictwa w tym zakresie. Trybunał uznał, że dyrektywa akcyzowa (92/83/EWG) pozwala uznać za „piwo otrzymywane ze słodu” napój, stworzony na bazie brzeczki zawierającej mniej składników słodowych niż składników niesłodowych, do którego dodano syrop glukozowy przed procesem fermentacji. Jednak warunkiem jest, by „cechy organoleptyczne tego wyrobu odpowiadały cechom organoleptycznym piwa”.
Dla przedmiotowej sprawy oznaczało to, że w świetle sentencji to Sąd w Piotrkowie będzie musiał zweryfikować, czy w toku produkcji „spornego produktu” uzyskiwano piwo, czy inny napój fermentowlany…
Problemem jest jednak taki, że wyrok ten skutkuje znacznymi konsekwencjami dla całej branży. Moim zdaniem bowiem taka sentencja TSUE w świetle unijnych dyrektyw odsyła do prawa, którego nie ma…
Cóż bowiem znaczy, że „piwo zawierające mało słodu może być piwem, o ile smakuje jak piwo”, bo tak w najprostszy sposób można opisać środowy wyrok?
Już oczami wyobraźni widzę, że gdyby to Poncjusz Piłat był stroną sporu sądowego zadał by pytanie: „Czymże jest piwo?”. Czy jest to żółty, gazowany, pienisty produkt? Czy są to produkty stanowiące bardzo zróżnicowaną rodzinę o odmiennych cechach organoleptycznych (smaku, barwie, aromacie, zawartości alkoholu, fermentowane drożdżami, czy kulturami drożdżowo-bakteryjnymi)?
Otóż nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Po pierwsze dlatego, że po ustaniu obowiązywania norm produktowych nie ma nigdzie zapisanej definicji w jaki sposób kwalifikować dane produkty. Po drugie zaś dlatego, że nie znajdzie się systemu „ogólnych cech piwnych”, które pozwolą browarom na bezpieczne kwalifikowanie swoich produktów. A jeżeli nie ma takiego zestawu „fundamentów piwa” nie ma regulacji pokazujących ramy. Ramy te nie są możliwe do zbudowania także z kilku przyczyn. W UE, która jest konglomeratem różnych kultur piwa sposoby jego warzenia są tak różne, jak wyniki procesu produkcji (widać to już w różnicach między wyspiarskimi stoutami, czeskimi pilsami, belgijską kulturą lambica, czy skandynawskimi sahti). Trzeba też pamiętać, że nie są dla sporów sądowych ważne historyczne receptury, gdyż w świetle prawa unijnego nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego i mogą dawać różne, jak tożsame wyniki. Nie będzie pomocą także precedensowe działanie – tu wszak byliśmy świadkami „etapu”, na którym polscy celnicy uważali, że 15% słodu będzie dawać piwo…
Sumując ślepa Temida zaprowadziła nas w ślepą uliczkę. Martwię się, bo ślepa uliczka nie tylko w kryminałach nie oznacza nic dobrego. Piwna ślepa uliczka – głucha na rzeczowe argumenty – może doprowadzić do dużego zamieszania na rynku. Co prawda w Sali mikro-, a może nawet piko- będzie dawała możliwości nowych poszukiwań dla piwowarskich eksperymentatorów. Jednak w skali makro prowadzić będzie do mogących powodować duże straty choćby zdrowotne dla konsumentów (i zyski ekonomiczne dla nieuczciwych producentów).
Jednak największym problemem będzie to, że browar podejmujący działania produkcyjne do momentu weryfikacji uzyskanego produktu nie będzie wiedział, czy produkuje piwo, czy inny napój fermentowalny, a co za tym idzie, czy w toku (zakończonej) produkcji zachował wszystkie niezbędne procedury…
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Komentarze