Zdaniem Błażewicza: Szkodliwy grill
My Polacy uwielbiamy grillować. Ba! Grillowanie to nasz sport narodowy. Grillujemy mięso, wędliny, sery, czy drób. Nauczyliśmy się grillować – a nawet jeść – warzywa i ryby. Jednak z największą i nieskrywaną satysfakcją grillujemy przeciwników – zwłaszcza politycznych.
W obecnej kadencji parlamentu mamy idealne warunki do politycznego grillowania. Sejmowa większość zmaga się z opozycyjną przewagą w senacie. I niech nikt nie myśli, że senacka, opozycyjna większość jest krucha. Nic bardziej mylnego. Niezachwianą stabilność zapewnia jej bowiem gotowość do maksymalnego wydłużania procesów legislacyjnych i odpowiedniego celebrowania każdej okazji do grillowania politycznych przeciwników.
Nakreślony przeze mnie szkic sytuacyjny nie ma jednak na celu dokonania politycznego coming out’u. Ma natomiast pokazać, że taki model uprawiania polityki (przez obie strony) najzwyczajniej szkodzi producentom i w końcu nam wszystkim.
Bardzo dobrym przykładem takiej szkodliwości jest sprawa akcyzy…
Co prawda jeszcze latem zapowiadano podwyżkę na poziomie 3%, by późną jesienią zmienić prób podwyżki na procent 10%. Pominięto kwestie konsultacji społecznych, a samą podwyżkę pchano przez sejm kolanem z hasłami dbania o zdrowie społeczne na ustach. Cóż takie prawo rządzącego…
Chwilę jednak po błyskawicznym przepchnięciu ustawy w izbie niższej parlamentu trafiła ona do senatu, gdzie zaczęto nad nią „pracować”…
Zaczęło się od Senackiej Komisji Budżetu i Finansów Publicznych, która na posiedzeniu mającym miejsce w pierwszych dniach grudnia postanowiła, żeby rekomendować podwyżkę z przyjętych 10, do postulowanych wcześniej 3 procent. Propozycję tę motywowano tym, że tylko ta niższa stawka była konsultowana (i zaakceptowana) przez stronę społeczną, a skoro budżet państwa jest w tak doskonałej kondycji to rządowa kasa powinna zapełnić się już po 3% podwyżki.
Teraz sprawa będzie dyskutowana na posiedzeniu Senatu RP w dniach 16-18 grudnia. Można się spodziewać, że po burzliwej dyskusji podwyżka akcyzy zostanie obniżona, a sama ustawa wróci pod obrady Sejmu RP. Tam oczywiście większość może przywrócić 10% podwyżki, albo pozostawić ją (dla realizacji bieżących celów) na progu 3%… ale nie o tym.
Pewne jest to, że bez względu na to w jaki sposób skończy się cała sprawa – czytaj jaki będzie ostateczny poziom podwyżki – pojawią się problemy. Przyjmowanie ustaw związanych ze zmianami podatkowymi na przełomie roku to bardzo ryzykowana sprawa. Pojawia się bowiem konflikt pomiędzy vacatio legis, a rozpoczęciem okresu rozliczeniowego. Mówiąc wprost nawet jeżeli zostanie zastosowana formuła maksymalnego skrócenia okresu przejściowego – „ustawa wchodzi w życie pierwszego dnia miesiąca następującego po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia” – oznaczać to będzie, że nowa stawka zacznie obowiązywać najwcześniej od 1 lutego (a może nawet później).
Oznacza to tylko dodatkowe i niepotrzebne zamieszanie. Wiadomo bowiem, że pewne są dwie rzeczy: śmierć i podatki. Myślę, że większość z producentów pamięta zamieszanie z wstecznym (od marca z obowiązywaniem od stycznia) wprowadzeniem ulgi w akcyzie dla maluchów. Teraz jest podobnie. Nie wiemy na czym stoimy i od kiedy. Natomiast Minister Finansów wie, że przesuniecie o miesiąc wejście 10% podwyżki akcyzy oznacza stratę wpływów budżetowych o 144 mln złotych i już dziś zaczyna ich szukania. Co więcej przymierza się do nowelizowania budżetu, który ma załatać tę akcyzową dziurę.
Przyglądając się tym działaniom myślę sobie, że chyba wolałbym prosty jasny system podatkowy obowiązujący od 1 stycznia 2020 roku, niż obserwowania kreowanej „pod publiczkę” i skazanej na porażkę troski senatorów, a przede wszystkim niż widok szukającego w gorączce wpływów budżetowych Ministra Finansów. Ten ostatni widok nigdy nic dobrego producentom nie zwiastuje.
Komentarze