Odczuwamy wolność, wolność tworzenia
Na fali popularności amerykańskich odmian chmieli na rynku pojawiło się dużo piw w stylu IPA. Ten styl na stałe się u nas zadomowi, czy jest to jednak tylko chwilowy boom?
Sądzę, że jest grupa piwoszy, którzy może wypili zbyt dużo IPA w zbyt krótkim czasie i się im ta IPA najzwyczajniej w świecie „przejadła”. Ale mamy w Polsce bardzo wielu piwoszy w dużych jak i małych miejscowości, którzy czekają z niecierpliwością na to, kiedy u nich w sklepie na półce pojawi się takie właśnie piwo. Także nie martwiłbym się o powodzenie tego piwnego stylu, ale ważne jest przede wszystkim to, żeby starać się utrzymać odpowiednio wysoką jakość. Wiele browarów rzemieślniczych może sobie pozwolić na sporo eksperymentów, ale na dłuższą metę najważniejsza jest jakość i jej utrzymanie.
Uwagę przykuwają charakterystyczne etykiety waszych piw.
Pierwsze etykiety były bardzo charakterystyczne, komiksowe, trochę trąciły piwowarstwem domowym i bardzo zwracały na siebie uwagę, ale o to właśnie chodziło – żeby nasze piwa wyróżniały się spośród innych na sklepowej półce. Z czasem, kiedy dostępność naszych piw rosła, docierały do nas informacje, że klienci spodziewają się po etykietach czegoś innego. Postanowiliśmy je więc wyciszyć. Mają być schludne, ale jednocześnie różnić się od reszty półki. Każde piwo ma nie tylko wyjątkową etykietę, ale również charakterystyczną nazwę. Sprzedawcy zauważyli, że klientom łatwiej jest zamówić piwo, którego nazwę widzą z daleka i jest to nazwa po polsku, a nie pełna nazwa piwnego stylu w obcym języku.
Etykiety są istotnym elementem, ale najważniejsza jest przecież zawartość butelek. Skąd pomysły na piwne receptury?
Odpowiadam za receptury w browarze, ale osobiście warzę piwo w domu na małą skalę od 1995 roku. Przez te prawie 20 lat przygotowałem kilkaset warek i w dużej mierze podczas pracy w PINCIE opieram się na tej właśnie bazie doświadczeń. W pewnym momencie trzeba jednak poszukać i zaproponować coś zupełnie nowego. Dlatego w ostatnim czasie receptury są również wynikiem własnej inwencji i wspólnych z Markiem i Grześkiem podróży po świecie. Za przykład można podać „Żytorillo” i „Oto Mata IPA”, które są autorskimi piwami, powstałymi najpierw na papierze, a następnie uwarzonymi testowo w warunkach domowych.
Mówił pan o podróżach i czerpaniu z nich inspiracji piwowarskich. Czy wyruszając w kolejną podróż zabieracie ze sobą piwa z PINTY?
Oczywiście. Dużo jeździmy, byliśmy m.in. w Finlandii, Francji, Japonii i wszędzie tam zabieramy ze sobą nasze piwa związane z danym krajem. Można śmiało powiedzieć, że piwo otwiera drzwi. Będąc z własnym piwem w dowolnym kraju, w którym się warzy, jesteśmy miło przyjmowani w browarach przez ludzi, z którymi można przyjemnie spędzić czas i zdobyć nowe doświadczenia.
Rozmowę zaczęliśmy od najdziwniejszego piwnego eksperymentu. Z podróżami i dziwnymi stylami piwnymi kojarzy się uwarzone przez was po raz pierwszy w Polsce sahti.
Śmiało można powiedzieć, że w tej chwili najpopularniejszym krajem, w którym powstaje Sahti, jest Polska. Gdy byliśmy w Finlandii z naszym „Końcem Świata”, chcieliśmy oczywiście spróbowac oryginału. Żeby je zdobyć musieliśmy się przedzierać kilkanaście kilometrów przez śniegi i las. Nasze piwo zebrało w Finlandii bardzo dobre recenzje, a ludzie, którzy go próbowali, przypominali sobie smaki dzieciństwa.
Wspomniał pan wcześniej, że receptury piw PINTY w dużej mierze mają genezę w piwowarstwie domowym. Jak ocenia pan jego rozwój w Polsce?
Piwowarstwo domowe w Polsce rozwija się znakomicie, należy tutaj zwrócić uwagę na zasługi Andrzeja Sadownika, który jeszcze w latach 90-ych rozpoczął popularyzowanie tego hobby na łamach „Piwosza”. Siłami Browamatora, wspólnie z Andrzejem Sadownikiem przy wsparciu Grzegorza Zwierzyny i Grupy Żywiec rozkręcaliśmy pierwszy konkurs piw domowych (2003), których teraz jest w Polsce kilkanaście. Pamiętam czasy, kiedy cztery rodzaje słodu i dwa gatunki chmielu wystarczyły do uwarzenia dobrego piwa. Teraz dostęp do surowców jest o wiele szerszy i łatwiejszy i samych piwowarów domowych można już liczyć w tysiącach. Prężnie działa Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych i kwartalnik Piwowar. Piwowarstwo domowe w Polsce żyje już własnym, bujnym życiem.
Czy to hobby mocno wpłynie na rynek piwa?
To jest naturalna droga, że piwowarzy domowi mają ambicję warzenia na większą skalę. Tym bardziej, że w latach 90. w zasadzie upadło szkolnictwo piwowarskie, a zawodowi piwowarzy mieli pod górkę, bo zamykano im browary. Liczba ludzi z doświadczeniem z czasem malała, bo wychodzili oni z zawodu. Gdyby nie fala piwowarów domowych, którzy są pasjonatami, eksperymentują i mają ogromną wiedzę o warzeniu i surowcach, pewnie długo nie doczekalibyśmy się tych zmian, które nastąpią w najbliższym czasie.
W takim razie należy się spodziewać, że w najbliższym czasie powstanie masa nowych browarów?
Polacy piją dużo piwa i są w światowej czołówce biorąc pod uwagę ilość spożycia. Siłą rzeczy z tych 100 litrów spożywanych rocznie przez przeciętnego Polaka część musi przechodzić na piwa z małych i średnich zakładów. Biorąc pod uwagę to, że browary rzemieślnicze wytwarzają promil całej produkcji piwa, można śmiało powiedzieć, że jest w Polsce miejsce na kilkaset nowych inicjatyw. Sprzyja temu chęć picia przez ludzi ciekawego piwa, dobre zaplecze ludzi z wiedzą o tym, jak to piwo warzyć oraz malejące koszty otwarcia browaru. Prędzej czy później powstanie jakieś stowarzyszenie skupiające nowo powstałe najmniejsze browary, które w ten sposób będą sobie nawzajem pomagać. Wszystko to może spowodować, że liczba browarów, których obecnie mamy około stu, może w ciągu dziesięciu lat zwiększyć się pięciokrotnie.
Rozmawiał Adam Wita
Fot.: Browar PINTA