Browar Artezan: Bawi nas produkcja piwa, a nie handel nim
„Jeżeli jesteś doświadczonym piwowarem domowym i masz pojęcie o technologii produkcji piwa, to wyzwanie może być dla ciebie, w przeciwnym wypadku lepiej się za to nie zabierać” – takim zdaniem rozpoczyna się opublikowany na stronie Browaru Artezan poradnik dla osób chcących otworzyć podobny browar rzemieślniczy. Dariusza Doroszkiewicza i Piotra Wypycha, czyli dwie trzecie Artezana, pytamy m.in. o trudności w zakładaniu i prowadzeniu browaru.
„Na Artezana” – tak określa się już metodę otwierania browaru, kompletowania urządzeń i przerabiania ich we własnym zakresie. Skąd pochodzi używany przez was sprzęt?
Z bardzo różnych źródeł. Zbiornik, będący wcześniej mieszalnikiem do kremów w firmie produkującej kosmetyki, z którego powstał kocioł, kupiliśmy na złomie. Kadź filtracyjną wykonaliśmy z kolei ze starego schładzalnika ma mleko. Produkcję zaczynaliśmy od kupionych w Niemczech trzech zbiorników leżakowych i jednego fermentora, które wcześniej pełniły role pojemników do przewozu wsadów owocowych.
Z czego wynikał taki sposób kompletowania instalacji?
Głównie z ograniczonych zasobów finansowych. Gdybyśmy mieli więcej środków, pewnie zamówilibyśmy ten sprzęt i mielibyśmy święty spokój.
Otwieranie własnego browaru to długa i kręta droga, o czym można przekonać się po lekturze strony internetowej Browaru Artezan, gdzie opisaliście to krok po kroku. Który z etapów jest najbardziej problematyczny?
Najbardziej kłopotliwe było załatwianie kwestii związanych z ochroną środowiska. Jedna z procedur jest skonstruowana w taki sposób, że praktycznie protest jednego z sąsiadów uniemożliwia otwarcie browaru, ponieważ proces odwoławczy od takiego protestu jest bardzo żmudny i długotrwały. Mieliśmy jeden taki przypadek, ale sprawę udało się załatwić polubownie bez „uruchamiania” urzędów. Bardzo pokrętne i długotrwałe jest również przebrnięcie przez prawo budowlane, ale dotyczy to wszystkich, którzy otwierają działalność gospodarczą.
W skrócie: cały proces od pierwszego do ostatniego „papierka” trwał 13 miesięcy.
Gdybyście mieli możliwość zmiany prawa tak, żeby ułatwić działalność sobie i innym podobnym browarom, jakie przepisy byście zmodyfikowali?
Przede wszystkim trzeba uprościć pobór akcyzy, której płacimy bardzo mało, bo tylko kilka tysięcy złotych miesięcznie. Odeszłoby pewnie wiele pracy i dla nas, i dla urzędników, gdyby można było np. naliczać ten podatek w sposób ryczałtowy. Kłopotliwe i kosztowne są też procedury związane ze sprzętem, jego wymiarowaniem i certyfikacją, więc w tym zakresie również potrzebne są ułatwienia. Zbyt dużo do powiedzenia ma ponadto sanepid, który wchodzi między nas i naszych klientów, i w każdej chwili może przysłać armię urzędników pilnujących czy myjemy podłogę, czy nie.
Skoro otwarcie własnego browaru wiąże się z tyloma problemami, dlaczego nie zdecydowaliście się na działalność w coraz bardziej popularnej ostatnio formie kontraktowej?
Nas przede wszystkim bawi produkcja piwa, a nie handel nim. Naszym marzeniem od zawsze była praca w browarze i posiadanie wpływu na ostateczny efekt procesu produkcyjnego, a założenie inicjatywy kontraktowej do końca tego nie zapewnia. Inaczej warzy się w swoim browarze, a inaczej u kogoś. Osoby produkujące piwo na zasadach browaru kontraktowego nie zawsze mają możliwość ingerencji w proces warzenia w takim stopniu, w jakim by chcieli.
Jesteście piwowarami domowymi. Zajęcie to zdobywa coraz większą rzeszę sympatyków…
Fakt, to hobby bardzo dynamicznie rozwija się w naszym kraju. Kiedy rozpoczynaliśmy swoją przygodę z warzeniem, nikt nawet nie myślał wtedy o tak modnych teraz amerykańskich odmianach chmielu. Były tylko słody ze Strzegomia: pilzneński, monachijski, karmelowy i palony, jedne suche drożdże oraz chmiele: Marynka i Lubelski. I to musiało wystarczyć. Wielu piwowarów od tego zaczynało.