Partner serwisu
Tylko u nas
02 września 2015

Browar Artezan: Teraz mamy o wiele większe możliwości

Kategoria: Z życia branży

– Obawialiśmy się trochę, jak piwo będzie wychodzić w naszej nowej siedzibie, na nowym sprzęcie. Okazało się jednak, że nawet polepszyliśmy jakość. Mamy tutaj większe możliwości, łatwiej wszystkiego przypilnować – mówi Jacek Materski, jeden z piwowarów w Browarze Artezan.

Browar Artezan: Teraz mamy o wiele większe możliwości

Nawigacja samochodowa bez problemu doprowadza do podwarszawskiego Błonia, ale niestety nie wie już, gdzie jest hala nr 10 i że wjeżdża się do niej od strony ulicy Łąki. Na próżno szukać drogowskazu czy szyldu z charakterystycznym, kolorowym jeżem. Pod jedną z wielu hal stoi kilka samochodów i niedbale zaparkowany wózek widłowy. To sygnał, że wewnątrz ktoś pracuje. Z daleka, przez ogromne okna połyskują zbiorniki z nierdzewnej stali, ale o tym, że to właśnie tutaj robi się piwo upewniam się dopiero po otwarciu drzwi samochodu, kiedy słyszę charakterystyczny dźwięk pracy linii butelkującej. 

 

Browar urósł… i to sporo

Z ekipą Artezana poznałem się ponad rok temu. Po wizycie w Natolinie powstał materiał „Bawi nas produkcja piwa, a nie handel nim” (do przeczytania tutaj). Już wtedy zapowiadali, że przeniosą się do nowej, większej siedziby. Postanowiłem sprawdzić, jak radzą sobie z produkcją już na większą skalę. Na powitanie wychodzi Dariusz Doroszkiewicz.

– Od naszego pierwszego spotkania, jeszcze w Natolinie, browar się mocno rozrósł.

– To prawda. Robi wrażenie, nie? – mówi z uśmiechem i zaprasza, żebym wszedł do środka.

– Jak dla mnie bomba. A dla was? Jak się tutaj warzy?

– Zdecydowanie lepiej. Na nowym sprzęcie dobrze się pracuje, warzelnia jest bardzo fajna, a produkcja na wyższym poziomie niż w Natolinie. Jest po prostu o wiele wygodniej – mówi Doroszkiewicz.

 

Wewnątrz panuje niezłe zamieszanie, butelkują dziś „Czarnego Mustanga”. Dźwięk linii, który słyszałem po wyjściu z samochodu, ustaje. Widać, że nie wszystko działa jak należy. Jacek Materski stoi na drabinie nad maszyną, która właśnie przed chwilą się zatrzymała. Piotr Wypych majstruje coś przy panelu sterowniczym. Mam trochę wrażenie, że wpadłem w nieodpowiednim momencie. Pytam Darka Doroszkiewicza, czy mogę zrobić kilka zdjęć i ruszam na zwiedzanie browaru.

 

 

Chcieli piwo w butelkach

Po dokładnym obejrzeniu hali i obfotografowaniu co ciekawszych miejsc podchodzę do Jacka Materskiego. Ten dalej próbuje uruchomić nalewarkę. – Widzę, że się trochę męczycie  – wskazuję na stojącą linię butelkującą. – To wynika z tego, że coś się po prostu zepsuło, czy z tego, że jeszcze nie jesteście obyci z tym nowym sprzętem?

– To wynika z tego, że biedny dwa razy płaci – tłumaczy żartobliwie Materski. – Jak się ma mało pieniędzy, to kupuje się tańszą linię i potem się z nią walczy. Efekt jest, bo ileś tam palet już dziś zabutelkowaliśmy, ale rzeczywiście, mocno się namęczyliśmy. Generalnie trochę problemów z pakowaniem jest. Nasi odbiorcy domagali się jednak, żeby piwo było dostępne w butelkach, a my staraliśmy się odpowiedzieć na tę potrzebę. Z kegami byłoby o wiele szybciej i łatwej, a z butelkowaniem za każdym razem jest dużo więcej pracy i problemów z maszyną. Obecnie ok. 30% produkowanego przez nas piwa trafia do butelek.

 

Zwiększyli moc trzy razy, a to nie koniec…

Ekipa Artezana niedawno przeniosła się do nowej siedziby, a już planuje jej dalszy rozwój. Zatrudnili dwóch pracowników, którzy pomagają podczas takiego butelkowania, jak dziś. Choć moce browaru są trzykrotnie większe niż w Natolinie, warzelnia nie jest jeszcze wykorzystywana w 100%. Właściciele chcą tam dostawić kilka nowych zbiorników – będą mogli wtedy produkować więcej różnych piw, mających już swoją markę. Tak jest np. z Pacific Pale Ale, którego nie ma „w ciągłości”, a ma swoich fanów i stałych klientów. Dziś Artezan sprzedaje dużą partię i potem nie może uwarzyć następnej, gdyż zbiorniki są zajęte przez inne piwa.

Oglądając nową halę na usta ciśnie się podstawowe pytanie: – Moce produkcyjne wzrosły kilkukrotnie. Nie spotykacie się z zarzutami, że porzucacie trochę ducha kraftu?

– Obawialiśmy się trochę, jak piwo będzie tutaj wychodzić. To jest nie tylko nowe miejsce, ale też nowy sprzęt. Okazało się jednak, że nawet polepszyliśmy jakość. Mamy większe możliwości, łatwiej wszystkiego przypilnować. Browary kraftowe w Stanach są bardzo duże, a większość z nich utrzymuje wysoką jakość piwa, albo ją podnosi. To jest kwestia rzemieślniczego podejścia, a im sprzęt lepszy, tym lepiej – odpowiada Jacek Materski.

– Ale ludzie mają jednak tendencję do wiązania ze sobą wielkości produkcji i jakości. Produkt „masowy” źle się kojarzy – drążę temat.

– Coś w tym pewnie jest. Rynek piwa kratowego nie jest duży, są to produkty niszowe. Podejrzewam, że gdybyśmy ciągle zwiększali produkcję doszłoby do tego, że musielibyśmy piwo sprzedawać wszędzie. A gdybyśmy zaczęli sprzedawać wszędzie, musielibyśmy zacząć obniżać cenę, więc musielibyśmy szukać sposobów na produkowanie tańszego piwa i skończyłoby się pewnie na tym, do czego po latach doszły koncerny piwowarskie. Przecież oni nie produkują złego piwa bo są źli, tylko produkują złe piwo, bo rynek wymaga od nich, żeby to był produkt masowy: niespecjalnie przesadzony w smaku tak, żeby smakował wszystkim.

 

Państwo im nie pomaga, wręcz przeciwnie

Jeszcze w Natolinie, podczas naszego ostatniego spotkania, piwowarzy Artezana wspominali, że bardzo problematyczne są kwestie związane z ochroną środowiska i prawo budowlane.

– Prowadzenie działalności gospodarczej w tym kraju nie jest łatwe. Tutaj nie ma znaczenia, czy to jest browar, czy coś innego i jaka jest skala produkcji. W Natolinie skala była mniejsza, byliśmy mniejsi, mniej zauważani. Dziś jesteśmy więksi i bardziej zauważani, więc bardziej nas tego typu problemy dotykają– mówi Jacek Materski. – Generalnie państwo w stosunku do przedsiębiorcy nie jest opiekuńcze, ale restrykcyjne. Działa zgodnie z zasadą: „przyjść, złupić, zakazać, nie przedłużyć, przeciągać procedury itd.”. Im się jest większą firmą, tym bardziej się to czuje. Oczywiście, ci najwięksi nie mają takich problemów, mają sztab ludzi, prawników, wypracowane procedury itd. Jest im łatwiej. Natomiast prowadzenie takiej trzyosobowej firma jak nasza, to ciągła walka – podsumowuje.

 

***

Podczas naszej rozmowy Jacek Materski uruchamia ostatecznie linię butelkującą, ale musi odejść, bo teraz z kolei zerwała się taśma w etykieciarce. Nie chcę im dłużej przeszkadzać. Za jakiś czas, jak dopracują sprzęt i dostawią kolejne zbiorniki, będą produkować jeszcze więcej piwa niż obecnie. Czy wtedy pojawi się w ich głowach pomysł na przeprowadzkę do jeszcze większego miejsca? A może otworzą drugą siedzibę? Pożyjemy, zobaczymy…

 

Fot. Adam Wita

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ