„Nuda… nic się nie dzieje…”, czy przedziwny i pełen niespodzianek świat piw belgijskich jest aż tak nudny?
Jeden z kultowych tekstów z „Rejsu” opisuje dosadnie stan ówczesnego kina polskiego. W rozmowie inżyniera Mamonia pada kultowe określenie: „nuda nic się nie dzieje”… Co ciekawe od jakiegoś czasu w piwnych rozmowach internetowych owo określenie „nuda” przywarło do określenia piw belgijskich i belgijskiej sceny piwa.
Co prawda określenie „nudna Belgia” dla części uczestników piwnych dyskusji jest mocno ironiczne. Jednak odnoszę wrażenie, że dla niektórych to określenie na serio. I przyznam, że trochę mnie to martwi. Trudno bowiem zrozumieć tych, dla których ten przedziwny i pełen niespodzianek świat piw belgijskich jest nudny. Przecież tyle się tu dzieje. A nawet jeżeli jest to dla kogoś nieodkrywcze, zbyt mało obrazoburcze, to przecież są wśród piw belgijskich prawdziwe ikony, bez poznania których nie można daleko zabrnąć w poznawanie piwnej sceny. To tak jakby przyszły wirtuoz nie zamierzał zapoznać się z podstawowymi gamami.
Jest jeszcze jeden element, który różni piwną scenę w Polsce i Belgii… to, że w Polsce najczęściej przejmujemy mody docierające do nas z zagranicy. Nawet te, w poznawaniu których nie czujemy się mocni. Co więcej mody te oraz ciągła za nimi pogoń dotyczy niewielkiej części ryku. W Belgii nowinki dotyczą od razu o wiele większych rzesz ludzi żyjących piwem. Co więcej, każda z mód pojawiających się na rynku zyskuje dodatkowy belgijski rys – rys, w którym konsolidują się nowe trendy z ich miejscową kulturą piwa.
"Zdaniem Błażewicza" to cykl cotygodniowych felietonów na naszym portalu. Wszystkie wpisy znajdziesz TUTAJ. Nie przegap żadnego tekstu - zapisz się na newslettera. |
Fot. T. Niewęgłowski