Zdaniem Błażewicza: Kroki w dobrą stronę… a nawet smaczną
W momencie, gdy mundialowy pociąg – niczym Pedolino – mknie z prędkością trzech meczy dziennie, trudno znaleźć czas na napisanie choćby kilku słów. Na całe szczęście poza piłką jest życie i praca, które zawsze dostarczą powodów do podzielenia się z Państwem piwną refleksją…
W ostatni weekend miałem wielką przyjemność spotkać się ze słuchaczami studiów podyplomowych Food Studies realizowanych na warszawskiej SWPS. To zawsze ciekawe doświadczenie, gdy spotykam się z ludźmi zainteresowanymi kulinariami, a piwem wyłącznie jako częścią kulinariów, czy elementem naszej cywilizacji. Zazwyczaj bowiem spotykam się z ludźmi, z którymi łączy mnie piwna pasja, a piwne podekscytowanie łączy nas jeszcze zanim zabrzmią pierwsze słowa.
W czasie moich zajęć na Food Studies jest nieco inaczej. Nie jest łatwo, gdy w ciągu kilku zaledwie godzin mam zapoznać słuchaczy z historią piwa, jego kulturą, różnorodnością i walorami, tym bardziej, że przez pierwsze minuty czuć pewien dystans słuchaczy. Nie dziwię się mu zresztą! Po całym semestrze zajęć dotyczących kulinarnej dyplomacji, czy krytyki kulinarnej, pojawia się facet od piwa! (…pewnie jeszcze oderwany od meczu – co jest oczywiście prawdą). I właśnie to przełamanie oporu wobec piwa osób żywo zainteresowanych kulturą kuchni uważam za swoje największe wyzwanie. Niezmienne przy każdej edycji studiów za swój największy sukces uważam słyszane najczęściej pod koniec dnia słowa, że ludzie nie tylko poznali jak piwo się warzy, jakie ma konotacje, ale przede wszystkim mieli okazję zaznajomić się i spróbować wielu różnych styli, a nade wszystko poznać jak piwo jest różnorodne, plastyczne i silnie zagnieżdżone w naszych dziejach i kulturze. W te kilka godzin nie wychowam piwnego specjalisty, ale jeżeli na koniec słyszę, że ktoś został zachęcony do dalszej podróży w piwny świat czuję satysfakcję. Najczęściej bowiem słyszę, że słuchacze nie spodziewali się takiej różnorodności i możliwości picia piwa zarówno samego, jak też jako elementu dań, czy napojów towarzyszących daniom.
Podobną misję realizowałem w czasie spotkania KukBuk Poleca, gdzie „Kukbuk” – czasopismo kulinarno-kulturalne wskazywało producentów i inicjatywy warte zauważenia. Czułem wielką satysfakcję mając możliwość odebrania tego wyróżnienia. Jednak uczucie związane było przede wszystkim z tym, że wśród wszystkich wyróżnionych produktów, przedmiotów użytkowych, czy dań piwo nie znalazło się przypadkiem. Odbierając tę nagrodę udowodniłem, że miejsce piwa jest także „na salonach”, a naszym kolejnym zadaniem jest pokazywanie, że na to zasługuje. W przekonaniu tym utwierdził mnie też członek jury Vienio, który dziękował nie tylko za smak piwa, ale także odwagę pokazania, że piwo – ze względu na swój smak, pomysł, historię i dzień obecny – powinno być obecne także w kulturze gastronomicznej najwyższej próby.
Dlaczego pisze o tym dziś? Może dlatego, że warto o tym mówić i walczyć o to, żeby piwo zajęło mu należne miejsce napoju z klasą. A może dlatego, aby zaakcentować, że piwo to nie tylko napój brzuchatych kibiców. Z całą jednak pewnością piszę o tym, by zachęcić wszystkich, dla których piwo to coś więcej niż napój do grilla, a kuchnia to coś więcej niż mielony i buraczki (swoją drogą bardzo smaczny zestaw), by stali się kulinarnymi ambasadorami naszego ukochanego piwa!
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera
Komentarze