Bo z… butelkami nigdy nie wie się…
Wiele razy opisywałem szanse i zagrożenia związane z rynkiem piwa. Wskazywałem zagadnienia związane z surowcami – ich dostępnością, cenami; procedurami – zmianami w prawie, czy interpretacją przepisów. Opowiadałem o dynamicznych zmianach rynku, pojawianiu się małych browarów, które zmieniają rynek. Pisałem o tym, w jaki sposób wielkie browary reagują na zmieniający się piwny światek. Jednak przyznam szczerze, że nigdy nie myślałem o tym, że przyjdzie mi pisać o… BUTELCE!
Tak! W tym roku okazało się, że jednym z kluczowych problemów piwnego światka jest butelka. Otóż szkło, do którego rozlewane jest piwo, okazało się tą częścią piwnej układanki, która może sprawiać najwięcej problemów. Pierwsze symptomy szklanego kryzysu pojawiały się na rynku niemieckim. W Niemczech – wciąż przywiązanych do tradycji i lubujących się w obrocie piwa opartym o butelkę zwrotną – najzwyczajniej zaczęło brakować opakowań. Ciepłe lato, zwiększona produkcja, większe niż zazwyczaj zakupy piwa i dłuższy okres zwrotu butelek i transporterów, spowodowały, że browary stanęły przed widmem wstrzymania produkcji wobec braku stabilnych zapasów szkła.
Brak szkła w Niemczech był czynnikiem, który zaowocował rozregulowaniem się całego systemu zaopatrzenia w szkło dla browarów. Niemieckie browary wobec braku zwrotnej butelki na rynku zwiększyły zamówienia na butelki nowe. To zaowocowało zwiększonym obłożeniem pracą huty obsługujące rynek niemiecki. Jednak jeszcze większym problemem niż większe obłożenie pracą, było to, że zwiększyło się zapotrzebowanie na szkło. Zwiększone zapotrzebowanie na szkło zaczęło rozlewać „szklany kryzys” poza granice Niemiec. Trzeba bowiem pamiętać, że kluczowym elementem szkła butelkowego jest tłuczka pochodząca z wadliwych butelek zwrotnych lub recyklingowanych butelek jednorazowych.
I tu problem narósł kolejny raz – znaczna ilość szkła była uwięziona na sklepowych półkach oraz w lodówkach konsumentów. Wobec zamówień płynących z browarów huty zaczęły nerwowo szukać na rynku surowca szklanego i szacować zapotrzebowanie na butelki. Jak można się domyślać logistycy europejskich hut zaczęli analizy od klientów kluczowych, którzy odbierają największe wolumeny butelek i z którymi huty związane są umowami. Analizy te doprowadziły, że huty bardzo szybko zaczęły zgłaszać trudności z nabyciem odpowiedniej ilości surowca. To oczywiście zaowocowało tym, że osoby odpowiedzialne za zapasy szkła w browarach szybko wskazały na odpowiednie zapisy w umowach, w których huty zobowiązały się do zapewnienia odpowiedniej liczby butelek. Tylko jedna grupa butelek nie była przez nikogo broniona. Tymi butelkami były zwory niezastrzeżone, które sprzedawana są wszystkim chętnym i ich dostępność nie wynika z umów hut i browarów. Słowem jeżeli brak lub przerwy w dostępie do szkła mają kogoś dotknąć to najmniejszych graczy na rynku, którzy ze względu na wielkość produkcji nie mogą pokusić się o własne wzór piwnego szkła.
W ten oto sposób kolejny raz jesteśmy świadkami tego, że polaryzacja rynku piwa niesie zazwyczaj zagrożenia powodowane przez graczy największych, ale efekty tych kryzysów najmocniej mogą dotknąć graczy najmniejszych.
No i na zakończenie moja osobista refleksja… nie myślałem, że kiedykolwiek będę pisał o butelkach!
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera
Komentarze