Droga na szczyt…
Miałem tę sposobność (i przyjemność), że pierwszą połowę sierpnia spędziłem na wypoczynku w górach. Te dni były okazją do wypoczynku, spędzenia czasu z najbliższymi, ale także edukacji mojej latorośli. Tak właśnie! Lato i wypoczynek to najlepsza okazja do uczenia dzieci… uczenia odpowiedzialności i zrozumienia, że satysfakcja z osiągniętego celu jest wprost proporcjonalna do wysiłku związanego z jego osiągnięciem.
Wydaje się, że cel został osiągnięty. Całkiem ładny zestaw szczytów został przez nas zdobyty. Przy żadnym z podejść i zejść nie wspomagaliśmy się kolejkami – do których zresztą prowadziły inne kolejki. A co najważniejsze nie spotkały nas żadne negatywne przygody i na każdą spotkaną na szlaku ewentualność byliśmy gotowi.
Oczywiście na swej drodze spotykaliśmy ludzi, którzy dziwili się nam, że mamy duże zapasy wody, posiłki, kurtki itd. Ich wzrok często mówił, że nie trzeba tyle wysiłku, by osiągnąć cel, a ekwipunek to oznaka słabości. My jednak w odróżnieniu od nich nie schodziliśmy z gór mokrzy, głodni, czy wręcz odwodnieni. Satysfakcja jaka nam towarzyszyła była autentyczna tym bardziej, że związana była nie tylko z osiągniętym celem, ale także z odpowiedzialną formą jego osiągnięcia.
Powrót z wakacyjnego wypoczynku i nadrabianie branżowych zaległości pokazały jednak, że na piwnych „nizinach” sytuacja przypomina tę z górskich szlaków. Środek wakacji w browarach to nie tylko szczyt letniego sezonu; w tym roku to także kontrole WIJHARS odnoszące się do produktów wprowadzanych na rynek, ich właściwości oraz adekwatnego znakowania.
Może i moment kontroli nie był najlepszy, uważam jednak, że jej cel, czyli zweryfikowanie właściwości oferowanych piw oraz informacji podawanych przez producentów na etykiecie jest jak najbardziej słuszny. Jeżeli bowiem producent, czy podmiot wprowadzający piwo na rynek chce uważać się za rzemieślnika (fachowca) to musi wiedzieć, co oferuje i jakie obowiązki na nim spoczywają. To tak jak z moimi górskimi wędrówkami; na szczyt można wjechać kolejką w klapkach i koszulce na ramiączkach, albo wspiąć się z plecakiem pełnym niezbędnych rzeczy. Co więcej często zdarza się tak, że obie formy mogą dać sposobność do zdobycia szczytu. Jednak prawdziwą satysfakcję dać może tylko ten drugi sposób. O tym, że o wiele częściej zaskoczeni zmianą aury, czy warunkami na szlaku są „ci z kolejki”, a nie „ci ze szlaku” nie będę nawet wspominał…
Tak też jest w przypadku naszego browarniczego trudu. Moje pojmowanie piwowarskiego rzemiosła to rzetelna praca – bez chodzenia na skróty, informowanie tylko o stanie faktycznym – nie o moich pobożnych życzeniach, a także wypełnianie wszystkich obowiązków prawa – choćby były oderwane od rzeczywistości. Nie wyobrażam sobie nazywanie produktu warzonego z udziałem surowca, gdy tym czasem bazę stanowi inny surowiec. Nie dopuszczam też sytuacji, że podaję na etykiecie informacje niezgodne z wymogami prawa, albo niepotwierdzone w wyniku badań.
Liczę na to, że to zdanie podzielają też inni browarnicy, którym rzemiosło i jego jakość leżą na sercu. Wszak rzemiosło pozostaje w opozycji do marketingowej kreacji, jest rzetelnym oparciem o pracę rzemieślnika, a nie budowaniem czegoś co ma dobrze brzmieć, a nie smakować. I nie chodzi tylko o standardy, ale także o odpowiedzialność za wprowadzany na rynek produkt. Skoro rzemiosło ma być wiodącym elementem piwnej sceny to musi niczym żona Cezara świecić przykładem. Trzeba bowiem pamiętać, że celem naszej obecności na rynku – obok oferowania najlepszych i najsmaczniejszych, charakternych piw jest budowanie piwnej kultury, świadomości i pozyskiwania dla naszych idei kolejnych ludzi. Kolejnych znaczy mniej świadomych niż my, a co za tym idzie potrzebujących wsparcia i wiedzy.
A jeżeli chodzi o wiedzę to liczę na to, że browary tej wiedzy będą ostojami; że zatrudnieni w nich ludzie będą nieśli kaganek oświaty, a nie mnożyli piwne mity tylko po to, aby wykorzystać je do własnych celów. Dlatego jestem przekonany, że informacje o oferowanych piwach to nie wynik stosowania oderwanych od rzeczywistości warzelni on-linowych kalkulatorów, a rzetelnych badań.
W tym kontekście martwię się, że obowiązki badania i informowania o żywności mają objąć tylko producentów większych, małych pozostawiając na samopas. Nie wiem, czy na dłuższa metę jest to działanie stymulujące rozwój najmniejszych producentów, czy budujących wobec nich dystans… niestety wyniki kontroli WIJHARS wykazują, że fałszowanie żywości i podawanie ich fałszywych właściwości staje się nagminne. Mam nadzieję, że w tym wszystkim piwowarzy i browary okażą się dla konsumentów bezpieczną przystanią.
Co tydzień nowy felieton z cyklu „Zdaniem Błażewicza”.
Nie chcesz przegapić kolejnego felietonu? Zapisz się na newslettera
Komentarze