Partner serwisu

Zarobić na śmieciach

Kategoria: Analizy

Paliwem dla biogazowni mogą być odpady, śmieci, gnojowica – słowem: to wszystko, co popularnie uznawane jest za nieprzydatne. Surowca na pewno nam nie zabraknie. Jednak biogazownie w Polsce to nadal mało rozwinięta dziedzina. „Mamy przecież określone zobowiązania względem Unii” – mówi prezes Fasing Energia, Marek Kossowski.

 Zarobić na śmieciach

• Z jakimi problemami boryka się ta branża i jaka przyszłość czeka ją w Polsce?
       Biogazownictwo ma w Polsce znaczny potencjał rozwojowy. Możliwości dostarczania substratów są bardzo duże z różnych kierunków, począwszy od substratów roślinnych, poprzez utylizację odpadów będących też znakomitym surowcem, aż do odpadów komunalnych, które można poddać fermentacji i produkować biometan. Brakuje natomiast jasnych, klarownych systemów premiowania, zachęcających do produkcji biogazu. Powinniśmy zdobyć się na odrobinę wyobraźni i jeżeli chcemy, żeby rzeczywiście powstało tych kilka tysięcy biogazowni, to powinniśmy mieć regulacje prawne, które zapewnią inwestorom stabilność warunków ekonomicznych na dłuższy czas (minimum 15 lat). Inwestorzy muszą mieć pewność, że energia elektryczna zostanie od nich odkupiona po dobrych cenach. Zapewniam, że jeżeli powstanie taki system, a analitycy w bankach czy funduszach inwestycyjnych  przekonają się, że inwestorzy mają silne oparcie w polityce rządu, to znajdzie się sposób na sensowne finansowanie 2000 – 3000 biogazowni. Inwestycje w biogaz mają długoterminowy charakter, jeżeli np. podpisuję umowę na dostawę substratu na 15 lat, to i biznesplan musi wybiegać o 15 lat do przodu, a zatem potrzebne są gwarancje i stabilność prawna związana ze zbytem gazu, energii elektrycznej i ciepła w perspektywie co najmniej 15 lat.

A czy nie zabraknie inwestorów zainteresowanych tym tematem?
       Jeżeli spełnione będą warunki, o których wspomniałem, to nie obawiałbym się braku zainteresowania. Polska energetyka będzie miała problem z powodu mnogościcelów, które ma przed sobą: elektrownie jądrowe, nowe bloki i całe elektrownie konwencjonalne, energetyka gazowa, odnawialne źródła energii, sieci przesyłowe i dystrybucyjne. Zwłaszcza sieci elektroenergetyczne wymagają natychmiastowej modernizacji, a tylko ten obszar inwestycyjny wymaga nakładów rzędu miliardów złotych. Moim zdaniem polska energetyka nie będzie miała dostatecznych własnych zasobów finansowych (w tym zdolności kredytowych), aby sprostać tym wszystkim wyzwaniom inwestycyjnym, nie wpłynie również w decydujący sposób na finansowanie rozwoju biogazownictwa w naszym kraju. Zatem trzeba rozglądać się za funduszami inwestycyjnymi, za inwestorami zagranicznymi, którym nie będziemy bali się sprzedać biogazowni, tak jak się często boimy oddać duże spółki energetyczne w tzw. obce ręce. Natomiast biogazownie, jako rozproszone źródła energii, nie powodują żadnego ryzyka w zakresie tzw. bezpieczeństwa energetycznego i nie powinno budzić fobii politycznych to, że inwestor jest zagraniczny. Trzeba tylko zachęcić tego inwestora do wyłożenia pieniędzy.

Inwestycje w biogaz mogą napotkać przeszkodę w postaci protestów mieszkańców…
       Społeczności lokalne często protestują w momencie dyskusji o lokalizacji biogazowni, a takich projektów jest  już ponad sto. Znam takie przypadki, że wskutek oporu mieszkańców inwestycje nie mogły być realizowane. Problem polega na edukacji, trzeba ludziom pokazać, że dobrze zaprojektowana i dobrze zbudowana biogazownia, gdzie zadbano o właściwy i nieuciążliwy sposób dowożenia i składowania substratów oraz zagospodarowanie resztek pofermentacyjnych, nie jest uciążliwa. Gdy o te rzeczy zadbamy, to mieszkańcy nie będą mieli powodów do narzekań, a wręcz przeciwnie, biogazownia może być dobrodziejstwem: daje ciepło, prąd, miejsca pracy. Przecież to świetny sposób na zarobienie na rzeczach pozornie bezwartościowych, na śmieciach, ściekach i odpadach.
      Osobną sprawą są resztki pofermentacyjne: czy to jest odpad czy nie? Dla inwestorów to jest problem. Źle zagospodarowane resztki mogą być uciążliwe.

Czy pozostałości pofermentacyjne można jakoś wykorzystać?
       Oczywiście. Resztki pofermentacyjne z biogazowni, które pracują w oparciu o substraty pochodzenia roślinnego, są pełnowartościowym nawozem i to ekologicznym. Pomysł biogazowni jako rozproszonych źródeł energii jest ideą ciekawą i perspektywiczną, którą warto propagować. Jej krzewiciel, prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej, od wielu lat powtarza, że przyszłość polskiej energetyki powinna być związana ze stworzeniem wielu rozproszonych źródeł energii elektrycznej, które dają stabilne zasilanie, w większym stopniu chroniące nas przed blackoutem niż dzisiejsza skoncentrowana sieć.

Inwestorzy muszą mieć pewność, że energia elektryczna zostanie od nich odkupiona po dobrych cenach.


    Dobrym przykładem są Niemcy, gdzie biogazowni jest blisko 5000 i nadal są budowane. Moc tamtejszych połączonych biogazowni dorównuje potencjałowi wielkich
elektrowni, np. takich jak elektrownia w Bełchatowie. Dodajmy do tego pozytywny wpływ na gospodarkę. Budowa licznych biogazowni tworzy popyt inwestycyjny, a także zwiększa zatrudnienie. To jest też wyzwanie dla środowisk naukowych, jeśli chodzi o tworzenie technologii czy kształcenie kadr inżynierskich. No i wpisuje się w trend proekologiczny.

Jaką rolę powinno tu odegrać państwo?
       Państwo, kierując się troską o bezpieczeństwo energetyczne, powinno wskazywać priorytety i szukać rozwiązań bezpiecznych ekologicznie, takich, które da się zrealizować stosunkowo szybko – np. rozbudowa i modernizacja sieci elektroenergetycznych na dużą skalę, między innymi w celu uniknięcia strat przesyłowych. Inwestycje w sieci można zacząć już dziś, przy 100% gwarancji, że w niedługim czasie (3, 4 lata) w sposób zauważalny wpłyną one pozytywnie na bilans energii elektrycznej w Polsce oraz pozwolą uniknąć innych kosztownych inwestycji. Elektrownia atomowa jest bardzo droga i trzeba czekać bardzo długo od momentu podjęcia decyzji aż do uzyskania efektu w postaci prądu w gniazdku (od 12 do 15 lat).
       Od czynników rządowych zależy, czy zostanie przyjęty program gwarancji dla biogazowni do 2040 roku. Jeżeli te gwarancje będą dotyczyły nie tylko biogazowni, ale i farm wiatrowych itd. to inwestycji będzie więcej, inwestorzy będą w stanie zainwestować również w programy edukacyjne. Muszą oni wierzyć, że inwestycje są i będą rentowne. Podstawowa sprawa to ekonomia, same deklaracje niewiele zmienią. Pierwszy zryw, który obserwujemy to biogazownie, które dostaną dotacje, ale nie wystarczy ich dla wszystkich projektów. A co z pozostałymi? Czy będzie zainteresowanie inwestorów? Bez stabilnego w długiej perspektywie systemu wsparcia trend podejmowania tych inwestycji będzie wygasać. Mam nadzieję, że nas to nie spotka i że w Polsce, podobnie jak w Niemczech i wielu innych krajach, powstaną tysiące biogazowni.

Prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej od wielu lat powtarza, że przyszłość polskiej energetyki powinna być związana ze stworzeniem wielu rozproszonych źródeł energii.


      Wykreowano pewną modę na ekologiczne źródła energii, co się wpisuje w trendy ogólnoświatowe, a na pewno europejskie. Mamy przecież konkretne zobowiązania względem Unii Europejskiej, więc musimy w dokładnie określonym terminie dostosować się do minimalnych wskaźników poziomu energii pozyskiwanej ze źródeł odnawialnych. Ta wizja jest zachęcająca dla przedsiębiorców i tym tematem zainteresowały się liczne firmy, ale wiele z nich stanęło przed „ścianą ekonomiczną”. Oczekuje się zatem od czynników rządowych uzupełnienia istniejących programów rozwoju biogazownictwa o spójny, przemyślany i perspektywiczny program ekonomicznego wsparcia inwestycji w tym obszarze. Te projekty muszą być po prostu rentowne.

Jak wygląda sytuacja w Polsce?
       Zacznę od energetyki wiatrowej. Do tej pory w naszym kraju mieliśmy pozyskiwać kilka tysięcy megawatów z elektrowni wiatrowych. Jest ich niespełna tysiąc, z czego połowa to profesjonalna energetyka wiatrowa, a druga połowa to jakiś „demobil”, prowizorka, a nie energetyka z prawdziwego zdarzenia. Nie rozwija się tak szybko, jak planowano z powodu problemów z przyłączeniami, z uzgodnieniem warunków funkcjonowania farm w systemie sieciowym, przesyłowym. To są rzeczy, które w ogóle nie powinny się pojawić. Jest opór administracyjny, biurokratyczny, instytucje działają opieszale. Biogazownie – jesteśmy na początku drogi, brak doświadczeń. Mówimy o 2-3 tys. biogazowni, a jest ich tylko kilka. My, jako Fasing Energia, jesteśmy w trakcie realizowania projektu, który ruszy na wiosnę przyszłego roku, wchodzimy w fazę prac budowlano-montażowych. W trakcie realizacji projektu przechodzimy wszystkie albo prawie wszystkie problemy charakterystyczne dla przecierania szlaków w realizacji tego – w realiach polskich nadal pionierskiego – rodzaju inwestycji.

 

Wywiad został opublikowany w magazynie "Agro Przemysł" nr 1/2011

źródło fot.: www.sxc.hu

Marek Kossowski – prezes spółki Fasing Energia. W latach 2003-2005 był prezesem zarządu PGNiG

 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ