W październiku przyszło ochłodzenie. Rozmowa z Edwardem Bajko, prezesem zarządu SM Spomlek
– Już w październiku zauważyliśmy pierwsze oznaki „ochłodzenia” cenowego. Zaczęła spadać cena masła, która wcześniej – jako dosyć wysoka – ratowała sytuację na całym rynku mleczarskim. Rok 2018 będzie trudny – mówi Edward Bajko, prezes zarządu SM Spomlek, którego pytamy o ocenę minionego roku, największe inwestycje w Radzyniu Podlaskim i perspektywy na 2018 r.
• Jaki był miniony rok dla branży mleczarskiej?
Oceniam go dobrze. Aż do listopada ceny mleka rosły, a ceny większości produktów mleczarskich również były na niezłym poziomie. Cały rynek w mojej ocenie „ciągnęła” oczywiście cena masła, która ratowała sytuację. Tak było przez 10 miesięcy, ale już w październiku widzieliśmy pierwsze oznaki „ochłodzenia cenowego” – zaczął się duży spadek cen tłuszczu i masła. Oczywiście, konsumenci nie zauważyli tego od razu na sklepowych półkach, nie przeniosło się to też jeszcze na pieniądze wypłacane rolnikom. Wiele mleczarni bowiem, w tym i nasza, wypracowało spore zyski we wcześniejszych miesiącach. W związku z tym listopad i grudzień to nadal niezłe ceny dla rolników, choć nie były one już rezultatem tego, co działo się na rynku.
• Z czego zatem wynikały?
Było to raczej dzielenie się z rolnikami wypracowanym wcześniej zyskiem. Myślę, że w najbliższym czasie niestety utrzyma się tendencja spadkowa cen nabiału, a co za tym idzie – cen mleka dla rolników. Tym, co – moim zdaniem – mocno przeszkadza całej branży mleczarskiej na świecie, są zapasy mleka w proszku i fakt, że Komisja Europejska zaczęła je wyprzedawać w cenach poniżej cen interwencyjnych. Szczerze mówiąc, chętnie bym się dołożył, żeby np. wykupić to mleko i je zutylizować, cokolwiek miałoby to znaczyć.
• Zutylizować 400 tys. ton mleka?
Tak. Moim zdaniem to mleko nie powinno w ogóle trafić na rynek. Można by je przekazać biedniejszym rejonom świata, ewentualnie zużyć na pasze. Puszczanie tego na rynek zwyczajnie go załamuje. Interwencyjne ceny proszku są niezmieniane od kilkunastu lat, mimo że koszty produkcji rosną. Zapasy upychane na rynek załamują cenę proszku na świecie. Przecież, tak naprawdę, te 400 tys. ton to nie aż takie ogromne pieniądze w skali produkcji europejskiego mleczarstwa. Jeśli ten problem nie zostanie rozwiązany, to będzie on ciągnął ceny w dół. Niestety momentem, kiedy pozbędziemy się tego balastu, wcale nie będzie chwila, kiedy Komisja Europejska ogłosi, że ma puste magazyny.
• Do kiedy zatem przyjdzie czekać na poprawę sytuacji?
Do momentu, kiedy to mleko z zapasów zostanie skonsumowane, a proszek z bieżącej produkcji będzie odpowiadał bieżącemu popytowi. Zapasy interwencyjne to jest taki „nawis”, który psuje rynek.
• Ocenił pan jednak ogólnie zeszły rok jako dobry dla branży. Jak wyglądał on z perspektywy SM Spomlek?
Był to dobry czas nie tylko dla rynku, ale też dla naszej firmy. Udało się osiągnąć planowane zyski i zrealizować inwestycje – najważniejszą z nich była instalacja do produkcji WPI, czyli izolatów białek serwatkowych. To produkt, który na świecie ma wyraźny trend wzrostowy, co wynika w dużej mierze z mody na zdrową żywność, białkowe odżywianie itd. Jeżeli chodzi o technologię produkcji – to „najwyższa szkoła jazdy”. Izolujemy z mleka coś, co pod względem wartości żywieniowych nie ma konkurencji. Żadne inne białka – ani zwierzęce, ani roślinne – nie są tak cenne jak białka serwatkowe, ze względu na aminokwasy potrzebne organizmowi.
• Zaczęliście produkcję WPI jako pierwsi w Polsce.
Zgadza się. Jako pierwsi w kraju zaczęliśmy wcześniej w ogóle suszyć serwatkę. Kiedyś stanowiła ona ogromny problem, była wylewana i zagrażała środowisku naturalnemu. Traktowana jako odpad, dziś stanowi bardzo ceniony surowiec. Od kilku ładnych lat produkujemy WPC, czyli koncentraty białek serwatkowych, a teraz – wchodząc na najwyższy poziom – zaczęliśmy wytwarzać WPI.
• Czy doświadczenia z produkcji WPC pomagają przy wytwarzaniu WPI?
Prawdopodobnie trudno by było przeskoczyć ten etap i z poziomu produkcji normalnej serwatki w proszku wejść od razu w wytwarzanie izolatów. Produkcja WPC to naturalny krok w rozwoju technologii przerobu serwatki.
• Jak długo trwała realizacja inwestycji?
Sam montaż urządzeń – zaledwie 3 tygodnie. Cała realizacja kontraktu, zaczynając od wszystkich szczegółów, technologii, prac wykonanych u naszego dostawcy, aż do uruchomienia instalacji – mniej więcej rok. Pojawiła się potrzeba posiadania większej ilości miękkiej wody do procesu, ale jeżeli chodzi o media, byliśmy pod tym względem już wcześniej zabezpieczeni. Nie jest to zresztą technologia, która byłaby jakoś szczególnie energochłonna.
• Skoro już mówimy o energii… Czy realizujecie projekty związane z efektywnością energetyczną?
Oczywiście. Warto wspomnieć o naszym dużym programie, który dotyczył efektywności energetycznej, obejmującym kilkanaście sporych projektów. Dzięki temu uzyskaliśmy tzw. białe certyfikaty, które możemy sprzedać. Uzyskaliśmy wymierne efekty, bo w skali roku oszczędzamy kilkaset tysięcy złotych. W temacie inwestycji warto jeszcze dodać, że rozwijamy nieustannie nasze możliwości konfekcjonowania sera, uruchamiamy nowe linie do plasterkowania i pakowania naszych produktów.
• Kiedyś, jako pierwsi, zaczęliście produkcję WPC, później inne mleczarnie poszły w wasze ślady. Podobnie będzie z WPI?
Jeżeli ktoś zrobi coś, co – mówiąc krótko – ewidentnie jest dobre, inni idą jego śladem. To nieustająca ucieczka, naturalna dla rynku. Zdaję sobie sprawę z tego, że nasza dzisiejsza przewaga, kiedy jako jedyni w Polsce produkujemy WPI, będzie trwała maksymalnie dwa lata. Wielu myśli na ten temat, ale od pomysłu do produkcji musi minąć trochę czasu. Jednak w miarę, jak będzie powstawało więcej instalacji do WPI, będzie rósł rynek na tego typu produkty. Wówczas będziemy w o tyle lepszej sytuacji, że zdążymy sobie wyrobić kontakty i renomę w tym segmencie.
• A w jakiej sytuacji będzie cały rynek mleczarski w 2018 r.?
Ten rok będzie trudny. Nie ma szans na odbicie cenowe, jeżeli chodzi o proszek. Sądzę, że przynajmniej do połowy roku, cena mleka będzie spadać. Spółdzielnie będą starały się łagodzić sytuację, wchodząc nawet w straty, ale w końcu i tak przełoży się to na cenę surowca, bo tak funkcjonuje ten biznes.
Rozmowa z Edwardem Bajko opublikowana została również w nr 1/2018 kwartalnika "Kierunek Spożywczy".
Komentarze