Piwu cześć!
Wczoraj wieczorem dotarła do mnie bardzo przykra wiadomość. Zmarł Marek Suliga, piwny sędzia, felietonista, propagator kultury piwa. Ponieważ akurat miałem szklankę piwa w dłoni, wzniosłem toast za zmarłego mówiąc „piwu cześć”!
To właśnie słowa „piwu cześć” kończyły każdy tekst, którego Marek był autorem. Zawsze kojarzyło mi się to z Katonem Starszym, który niestrudzenie każdą swoją publiczną orację kończył wezwaniem do zniszczenia Kartaginy. Był zatem Marek jak Katon z tym, że zamiast do zniszczenia wroga wzywał do fascynacji piwem, jego historią i kulturą.
Moment, w którym człowiek dowiaduje się o śmierci znajomego jest takim „błyskiem” wszystkich chwil, które przyszło spędzić razem. I wczoraj miałem właśnie przed oczami te momenty, wydarzenia, czy szczegóły, które już zawsze będę z Markiem kojarzył.
Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w Łodzi na jednej z imprez Bractwa Piwnego. Jak dziś pamiętam; ja przyjechałem z Olsztyna - ówczesnej piwnej pustyni (to było w pierwszych latach dwutysięcznych) do Łodzi, która w moich oczach jawiła się wówczas jak piwne eldorado. W pewnym momencie stanął przede mną człowiek, którego przedstawiono mi jako Wielkiego Mistrza Bractwa. Nie miałem pojęcia jak się zachować, jak zwracać, ale bezpośredniość Marka od razu zniwelowała bariery i resztę wieczoru spędziliśmy żywo dyskutując o piwie i jego tajnikach.
Marek był krzewicielem piwa w starym stylu...
Nie zawsze był zwolennikiem najnowszych trendów, niektóre uważał za przelotne mody, a czasem wręcz za piwne fanaberie. Jednak to co było w nim piękne, to przywiązanie do piwa, jako przejawu tradycji i elementu cywilizacji łacińskiej. Marek postrzegał piwo nie tylko jako napój, ale także element kultury wynikający z historii ludzi i krainy, w jakiej się obracali. W dniu dzisiejszym takie tradycyjne spojrzenie nie ma wielu chętnych. Dziś łatwiej negować tradycję, niż ją pielęgnować lub się nią inspirować. Marek nie miał z tym problemu… Jak był do tego przywiązany świadczyła choćby wielka klamra do paska, którą nosił na branżowych imprezach. Na klamrze tej był jakże staroświecki napis „hop und malz gott erhalts”.
Ostatnim, bardzo świeżym wspomnieniem związanym z Markiem były tegoroczne Chmielaki Krasnostawskie. Co prawda nie mogłem na nich być osobiście, ale gdy obserwowałem relacje ze święta Chmielarzy i Piwowarów z nieskrywanym podziwem i wzruszeniem obserwowałem, jak schorowany i z trudem poruszający się Marek wbrew własnemu ciału podejmował trud organizacji konsumenckiego konkursu piw. Ta pasja i oddanie, która pozwalała przezwyciężać własne słabości, była widoczna do końca. Tym bardzie cieszę się, że w tym roku udało się zorganizować na Chmielakach dodatkowy konkurs dla piw opartych wyłącznie na polskich chmielach… myślę, że to piękne podsumowanie życia opartego o piwo i jego piękną tradycyjną stronę.
Marek działał w branży ponad 20 lat. Robił wiele, gdy zainteresowanie piwem w naszym kraju raczkowało. Jestem przekonany, że dla wielu z nas był jedną z pierwszych osób, które uchylały drzwi do piwnego świata. I nawet jeżeli nasze późniejsze drogi się rozchodziły to etap, który przemierzaliśmy ramię w ramię na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Spoczywaj w pokoju i nieustannie „piwu cześć”
Komentarze